[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śnił. Shallie też chciała sfinalizować ślub jak najszybciej. Mac nie miał pojęcia, czy powodem jej decyzji był strach przed samą sobą, że zmieni zdanie, czy może podnie- cenie w związku z rozpoczęciem wspólnego życia. - Dobrze. Jestem więc do twojej dyspozycji - krzyknął J.T. - Tylko powiedz gdzie i o której. - Ali - zwróciła się Shallie do swojej nowej przyjaciółki. - Wiem, że znamy się od niedawna, ale... Ali wydała z siebie głośny pisk. - Będzie to dla mnie zaszczyt - zawołała, zanim Shallie zadała pytanie, czy nie zechciałaby zostać jej świadkiem. - Och, to wszystko jest takie ekscytujące. Macowi podobała się iskra, która rozjaśniła twarz Shallie, kiedy usłyszała entu- zjazm Ali. Wiedział, że nie była pewna, czy powinna prosić Ali o taką przysługę, a on doskonale ją rozumiał. Wierzył, że żona przyjaciela będzie zachwycona pomysłem. Shallie miała jed- nak poważne wątpliwości, czy Ali przyjmie ofertę. Wynikało to z jej bardzo niskiej samooceny, od kiedy tylko sięgał pamięcią. Jeśli twoja matka nie chce nic dla ciebie zrobić, trudno jest ci uwierzyć, że ktoś obcy będzie pełen optymizmu wobec ciebie. Gotowość Ali była tym, czego Shallie potrzebowała. Największym problemem, z jakim się borykała, był brak wiary w to, że ktoś chciałby być częścią jej życia. Jed- nak wyglądała na zadowoloną, że otworzyła się przed Ali. Kobieta, na którą patrzył teraz Mac, była szczęśliwa i bardzo mu się ten widok podobał. - Czy kupiłaś już sukienkę? - zapytała Ali. - Sukienkę? - Wyraz paniki na jej twarzy szybko został zastąpiony uśmiechem. - Aż tak daleko jeszcze nie dotarłam. - Świetnie. Pójdziemy więc razem na zakupy. Niech Bóg błogosławi Ali Tyler, pomyślał Mac, kiedy wracali do chaty. Zapla- nowały razem wyprawę na zakupy do Bozeman. Panowie prowadzili luźną rozmowę, od czasu do czasu zerkając na szczebioczące kobiety i ostrzegając je żartobliwie przed przesadnymi zakupami. Mac uśmiechnął się jednak, bo tak naprawdę nie miałby nic przeciwko zakupowej rozpuście. Wiedział, że przekona Shallie, aby kupiła, co tylko zechce. Mac zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ceremonia nie może być doskonała. Nie uda się takiej zorganizować w tydzień, ale postara się zrobić jak najlepiej, co tyl- ko będzie możliwe. Już puścił w ruch całą machinę, aby przynajmniej przyjęcie w Od Zmierzchu do Świtu było najwspanialsze i najwystawniejsze, jakie kiedykolwiek wi- dziano w tym lokalu, a może nawet i w tym mieście. - Mac, byłoby dużo łatwiej, gdybyśmy po prostu pojechali do Las Vegas i wzięli tam ślub cywilny - stwierdziła Shallie następnego dnia, stojąc obok paleniska w ko- minku. - No nie, a ty znowu swoje. Czyż nie odrzuciliśmy już kilkakrotnie tej opcji po dyskusjach? - Ty odrzuciłeś ten pomysł - słusznie zauważyła. - Chodź tutaj - powiedział Mac, poklepując zachęcająco poduszkę na kanapie. - Pozwól, że ci jeszcze raz wszystko wytłumaczę. Z niezwykłą lekkością opadła na kanapę tuż obok Maca, ułożyła głowę na jego piersi, a on otoczył ją czule ramieniem. - Wygodnie ci?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|