[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pewnie, każdy by żałował... Tego Franka i Wieśka musiał panicznie wystraszyć wiadomością, że ofiara nie żyje, bo obaj gdzieś zniknęli. Możliwe, że pomógł im zniknąć, w każdym razie wiedział, gdzie są. Od Franka wycyganił klucz od garażu pana Rakiewicza. Wiedział, że śledztwo trwa, niewątpliwie starał się trzymać rękę na pulsie i pilnował żeby nic o nim nie wyszło na Jaw. Tymczasem Baśka nie miała lepszego pomysłu, Jak tylko gawędzić w Słowiańskiej. Jego podwładny zapewne, ten w czerwonym szaliczku, usłyszał i czym prędzej zawiadomił szefa, pewnie nawet nie wiedząc, jakie to dla szefa ważne. Szef się połapał, że Baśka może skojarzyć informacje, musiał wiedzieć o jej powiązaniach z Dutkiewiczem, o znajomości z Gawłem, Franek pracował u Gawła, razem wziąwszy to wszystko w kupie stanowiło dla niego zagrożenie. Zadziałał natychmiast, wyśledził Baśkę, trzymał się jej pewnie jak rzep psiego ogona cały następny dzień. Ten w czerwonym szaliczku, maniacko symulujący alkoholika, rąbnął wóz z garażu Gawła, podstawił mu chyba gdzieś w okolice Wilanowa, nie wiem, czy wiedział po co... - My uważamy, że nie wiedział - wtrącił życzliwie major. - Pierzaczek wykonał katastrofę, pewny bezpieczeństwa, bo samochód wskazywał na Gawła, poza tym liczył na to, że go nikt nie rozpozna. I rzeczywiście, gdyby mnie tam nie było, nie wiem, kto by miał rozpoznać... Motywy go nic nie obchodziły, niech się milicja męczy nad przyczynami, dla których pan Rakiewicz usunął z tego padołu panią Makowiecką. Zdumiona jestem, że panowie nie dali się na to nabrać. - Czasami zdarza się nam, że myślimy... - Przypuszczam, że z tym Frankiem i Wieśkiem panowie mieli kłopot. Przypuszczam, że dość trudno było na nich trafić, ponieważ nigdy nie siedzieli i nie byli notowani. Czy ja dobrze przypuszczam? - Doskonale pani przypuszcza - pochwalił mnie major. - W ogóle wszystkie pani przypuszczenia są niezwykle trafne i godne najwyższej uwagi. Proszę bardzo, niech pani przypuszcza dalej. ( Zastopowało mnie nieco w rozpędzie. - Już nie mam co. Teraz mam tylko ciężkie zmartwienie, bo nie umiem sobie wyobrazić, jak pan to temu Pierzaczkowi udowodni. On rzeczywiście siedział na strychu u Dutkiewicza? - Owszem. Siedział. - I pewnie żywa dusza go nie widziała. Obawiam się, że informacja, że czułam na schodach atmosferę zbrodni, będzie niedostateczna. Co pan teraz zrobi? Byłam tak szczerze i głęboko zatroskana, że major się zlitował. - Wie pani, on nie oddawał spodni do pralni - rzekł konfidencjonalnie. Porucznik Gumowski zachichotał. Kapitan Różewicz gniewnie prychnął. Zainteresowałam się, nabierając nadziei. - I co? pewnie coś po tych spodniach rozmazał? - Zledztwo jest prawie zamknięte, sprawcy siedzą, akta niedługo pójdą do prokuratury - rzekł major. - To tak dla formalności, bo prywatnie nie wierzę, że prosto stąd poleci pani z komunikatem do jego konkubiny. Możemy dać pani trochę żeru dla nowych przypuszczeń. Pani się orientuje, że u nas istnieje laboratorium...? - No pewnie, że się orientuję! Coś miał na tych spodniach małego? -Kurz ze stRYhu? - Także odrobinę farby z drzwi i sierść kota. - I zostawił kota na Dutkiewiczu...? I co, ślady butów? Nie zadeptałam tych śladów? - Na szczęście nie. Za sposób stąpania w miejscu zbrodni należą się pani gorące pochwały. Przeszła pani tam i z powrotem konkursowe, jak baletnica. Specjalnie się pani starała? - Nie wiem. Podłoga gryzła mnie w zelówki. Dobrze, ale to są dowody na to, że on tam był, a co z morderstwem? Dedukcja...? - Jaka tam dedukcja, dowód jak byk. Widzi pani, on go udusił, to są ślady nie do zatarcia, laboratorium wydało jednoznaczną opinię. Nie ma żadnych wątpliwości. Odetchnęłam z wielką ulgą, bo Pierzaczek ze swoją wściekłą mordą od początku budził moją najgłębszą antypatię. Major uzupełnił pozostałe szczegóły. Franka i Wieśka złapano z opóznieniem, ale jednak złapano, przy czym nastąpiło to właściwie przez przypadek. W trakcie poszukiwania notowanych, którzy nagle zmienili miejsce pobytu, usłyszano informację, że z państwowego warsztatu odszedł z dnia na dzień porządny facet i doskonały pracownik. Wprawdzie nie notowany, ale miejsce zmienił. Był to Wiesiek, którego znaleziono bardzo szybko, po czym dotarcie do jego przyjaciela. Franka, stanowiło już zupełną drobnostkę. Z początku wypierali się wszelkimi siłami absolutnie wszystkiego, potem jednak zmienili front i zaczęli sypać, z równym zapałem obciążając Pierzaczka. Przyczyną tej zmiany była wiadomość, że Pierzaczek siedzi. Pseudo-alkoholik w czerwonym szaliczku również został zatrzymany i zachował się podobnie, z tym, że na jego rozmowność wpłynęła informacja, iż ukradziony Gawłowi samochód posłużył do przejechania człowieka. - Innymi słowy, Pierzaczek sam sobie zaszkodził - zawyrokowałam. - Dobrze mu tak. Ciekawa jestem, dlaczego on właściwie zabił tego Dutkiewicza, rzeczywiście tak go znienawidził? - Nic podobnego - odparł żywo major. - Dutkiewicza on miał w nosie. Chodziło mu o coś innego i ta cała afera posłużyła jako pretekst. On sobie chciał trwale podporządkować tych dwóch chłopaków, tego Franka i Wieśka. Jako nie notowani byli dla niego wręcz bezcenni. Chciał w nich wmówić zbrodnię, żeby ich trzymać w garści. - Po co?! - %7łeby mu już nie mogli odmówić wykonywania mokrej roboty. Dotychczas brakowało mu na nich straszaka, a dobrowolnie na bandytyzm nie chcieli iść. Uparł się przy nich ze względów tak praktycznych, jak i ambicjonalnych. To jest zwykła droga
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|