[ Pobierz całość w formacie PDF ]
białym szlafroku, z mokrymi włosami ruszyła przez salonik. Zerknęła przez wizjer, a widząc na korytarzu całkiem przystojnego mężczyznę, który mógł mieć najwyżej trzydziestkę, wzięła go za jednego ze swoich seminarzystów, których, prawdę mówiąc, nie pamiętała zupełnie. Doktor Lena nie miała pamięci do twarzy. Zatem teraz, bez obaw, zwolniła blokadę drzwi i lekko zakłopotana patrzyła na przybyłego. Powinna wiedzieć, jak się nazywa! No nic, może się sam przypomni. Ale mężczyzna pod drzwiami nie był jej studentem. Powołał się na znajomość z podkomisarzem Derą i poprosił o krótką rozmowę. Lena niewiele zrozumiała z tego, co mówił. Pomyślała, że jest kolejnym policjantem, ale i to okazało się nieprawdą. Wreszcie dała sobie spokój z zagadkami. Wyjęła z uszu zatyczki, których używała podczas kąpieli i zwyczajnie zapytała: - Kim pan jest? - Trzeba było od tego zacząć, pomyślała. Bawienie się w zgadywanki tego popołudnia nie szło jej najlepiej. Chociaż przyznać trzeba, że bardzo lubiła wszelkiego rodzaju tajemnice, najlepiej te dotyczące przeszłości. - Nazywam się Paweł Werens, już to mówiłem. - Doprawdy? Proszę mi wybaczyć - dyskretnie schowała zatyczki do kieszeni szlafroka. - Zapraszam do pokoju! Werens rozejrzał się po zadbanym mieszkanku, zajął miejsce w fotelu i drugi raz tego dnia przyjął propozycję wypicia herbaty. Młoda kobieta zniknęła na chwilę, by pojawić się ubrana w dżinsowe spodnie i bawełnianą koszulę w błękitną kratę. Ciągle miała mokre włosy, z których krople spływały na koszulę. Werens odkrył, że zupełnie nie zwracała na to uwagi. Cóż, pomyślał, naukowiec. Pytanie, czy to dobrze, czy może zle? Zapewne zaraz się to wyjaśni. Z drugiej strony, podkomisarz był człowiekiem dobrze zorientowanym. Nie proponowałby mu odwiedzin u byle kogo. Ta kobieta powinna się znać na rzeczy. Werens przystąpił zaraz do sedna. Jeżeli Lena Lipska ma mu pomóc, to niech to zrobi. Jeżeli nie, szkoda jego czasu. Patrząc na nią uważnie, powiedział: - W nocy z piątku na sobotę zamordowano moich bliskich. Stryja i jego żonę. Staruszka uderzono w głowę czymś ciężkim, a panią Elizę ukrzyżowano. Wiem, że brzmi to jak jakieś szaleństwo, ale takie są fakty. Wiem też, kto to zrobił i chcę tych ludzi dopaść. Doktor Lena była mocno poruszona. Bezpośredniość tych słów ją sparaliżowała. iAle po chwili odzyskała spokój. Już dzisiaj słyszała tę historię. Opowiadał ją znajomy policjant. Zatem nie było powodu, aby nie wierzyć temu mężczyznie, o najsmutniejszej twarzy, jaką w życiu widziała. Chociaż, trzeba przyznać, całkiem ładnej pociągającej. Milczała świadoma, że to nie koniec opowieści. Tak też było w istocie. Werens mówił dalej: - To kainici. A raczej niedobitki wynaturzonych sekciarzy, którzy działali w latach siedemdziesiątych na tych terenach. Dwa lata temu wpadliśmy ze stryjem na ich trop. Sektę rozbito, trafili za kraty... Wiem, chociaż nie potrafię tego udowodnić, że to zemsta. Ich przywódca, generał Szubert, a właściwie Montalto... Oni wrócili, by się zemścić. Będą następne ofiary. Trzeba ich powstrzymać! - Znam kainitów. - Lena weszła mu w słowo, chociaż wcale nie zamierzała tego robić. Działo się tak zawsze wtedy, kiedy ktoś wkraczał w jej domenę. Kiedy poruszał tematykę biblijną. Lena ciągnęła zatem dalej: - Wywyższali Kaina, zrodzonego za sprawą wielkiej mocy zwanej Virtus. Bronili Judasza, który był ich zdaniem bohaterem. Uczynił wielką przysługę ludzkości, zdradzając Chrystusa. Zbawienie nie dokonałoby się, gdyż hamowały je moce sprzeciwiające się męce Chrystusa. A zbawienie nie mogło być opóznione. Czy tak, panie Werens? - Zgadza się. Ludzie, którzy zamordowali moich bliskich, dopuścili się wielu zbrodni. W jednym z pałaców organizowali orgie, na które ściągali otumanione narkotykami dzieci z pobliskiego sierocińca. To bardzo wysoko postawieni ludzie. Ciągle sprawują wysokie urzędy, nikt nie wie, kto jest w tym sprzysiężeniu. Pięciu z nich zginęło, reszta... Montalto miał wtyczki wszędzie, nawet w policji... Lena drgnęła. - Ale policjant Dera nie ma z nimi nic wspólnego? - zapytała bardzo poważnie. - Na szczęście nie. Dera jest w porządku. Zaległa długa cisza, którą wreszcie przerwał Werens. - Pani doktor. Proszę mi wierzyć, ja nie zwariowałem. To się dzieje naprawdę! Ci ludzie krążą gdzieś tu, wśród nas. Trzeba ich powstrzymać! - patrzył błagalnie w jej oczy. Lena przez dłuższą chwilę obserwowała Pawła. Jakby ważyła stopień szaleństwa, w którym tkwił. Myślała nad tym, co powiedział, przypomniała sobie rozmowę z Derą. Ludziom, których nie znała, wyrządzono jakieś niewyobrażalne zło. Oto teraz miała wkroczyć w ich życie, poznać sekrety, tajemnice. Czy mogła sobie na to pozwolić? Czy miała odwagę, aby wejść w ten ciemny tunel? Ukrzyżowana kobieta i zamordowany mężczyzna to nie to samo co odczytanie wersu z Biblii, który szalona dłoń wypisała na starym obrazie w kościele. Czy będzie miała siłę, czy strach nie sparaliżuje jej myśli? Czy nie zawiedzie tego zrozpaczonego mężczyzny, który patrzy na nią błagalnie? Jaka wyjdzie z tego wszystkiego? Mocna, pewna siebie? A może złamana, wylękniona? Co ma zrobić? Ten człowiek chce w ciągu kilku chwil wywrócić jej życie do góry nogami. Czyją na to stać? Odprowadzić go do drzwi i życzyć spokoju? Lena była rozdarta. Jedna jej część czuła lęk przed wplątaniem się w jakąś paskudną aferę. Ale druga, ta, którą w sobie ceniła i lubiła, domagała się działania, rozwiązania zagadki. Ktoś wypisał zabitemu człowiekowi na ciele słowo Ananiasz. Ten sam oprawca ukrzyżował kobietę. Lena wiedziała, że jest w stanie pomóc. Tylko czy da radę? Wreszcie, po długiej chwili milczenia, sięgnęła na półkę z książkami, skąd wzięła Biblię. Odnalazła jakiś fragment i głośno go odczytała: Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, Którzy zamieniają ciemność na światło, a światło na ciemność, Którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz! . Spojrzała teraz na Werensa, który patrzył na nią rozpalonym wzrokiem. - Pomogę panu, panie Werens. Nie wiem, do czego mnie to doprowadzi, ale podjęłam już decyzję. Mordercy pańskich bliskich to zli ludzie. W okrutny sposób bawią się z panem. Używają Biblii, myśląc że to zestaw krzyżówek, krwawa rozrywka umysłowa. Przeliczą się, już moja w tym głowa. Pan jest zdesperowany i odważny. Ja, nie chwaląc się, całkiem dobrze znam historię starożytną. Pomogę panu! - powtórzyła z większym naciskiem. - Możemy zaczynać! Opadła na fotel. Wypiła łyk herbaty i powiedziała: - Dwie sprawy na początek. Po pierwsze, proszę mi mówić po imieniu. Jestem Lena. - Wyciągnęła rękę do Werensa. - Druga zaś sprawa dotyczy żony stryja. Czy słyszałeś kiedyś o Wilgefortis? - O kim? - zapytał poruszony Werens. - O świętej Wilgefortis. Ukrzyżowanej kobiecie? *** Po spotkaniu z Werensem Dera nie mógł odzyskać spokoju. W głowie kłębiły mu się najróżniejsze myśli. Z jednej strony już się zaangażował w sprawę zabójstw przy Fałata. Dowodem na to była wizyta u doktor Lipskiej. Z drugiej zaś nie pomógł zbytnio temu Werensowi. Zwyczajnie go zbył, kierując do biblistki. A przecież mógł mu pomóc bardziej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|