[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, ale ten list jest do nas wszystkich. I ciekawy, zobaczysz! - Dlaczego? - Poczekaj jeszcze! Ane pomogła Kathince wejść na stołek i postawiła na stole kubki dla dzieci. Helenę przyniosła filiżanki i talerz z ciastkami. Ane chuchała na palce i spoglądała na wszystkie po kolei. - No jak, jesteście ciekawe? - Dosyć tego, powiedz wreszcie! - rzuciła niecierpliwie Helenę. Powolnym ruchem Ane wyciągnęła kopertę oklejoną zagranicznymi znaczkami. - Od Amandy? - spytała Elizabeth. -Nie. 83 - Od Nilsa Włóczęgi? Ane pokręciła głową. - Od matki Amandy! - odwróciła list i pokazała nadawcę. - Masz! - Elizabeth podała jej nóż. - Otwórz i czytaj! Ane z namaszczeniem rozłożyła arkusiki i zaczęła czytać. Drodzy wszyscy! Ponieważ moje umiejętności pisania nie są najlepsze, poprosiłam Amandę, by napisała to zamiast mnie. - Wcześniej mówiła, że ma zły wzrok - wtrąciła Ane, zerkając znad listu. - Czytaj! - skarciła ją Elizabeth. Podróż była długa i ciężka, ale minęła dobrze. Poznaliśmy innych, którzy jechali w to samo miejsce, co my. Poczułam ulgę. No i dziękowałam Stwórcy, że nie mamy ze sobą małych dzieci. Czasami pogoda była. bardzo zła i wielkie tale. Wtedy musieliśmy schodzić całkiem na dół, bo zamykano pokłady. Możecie mi wierzyć, jak trudno było tam oddychać, gdy ludzie chorowali! A mieliśmy tam i gotować, myć się i spać. Ale w końcu dotarliśmy. Odebrała nas Amanda wraz z rodziną. Ależ tu jest dobrze! Uprawiają kilka rodzajów zbóż i pogoda jest dużo lepsza niż u nas. Ryby nie są takie jak w Norwegii, ale można się przyzwyczaić. Dalej następował opis jedzenia i przyrody, trochę różniącej się od tej z rodzinnych stron. Matka Amandy uważała, że język, którym mówią w Ameryce, jest trudny i wątpiła, czy kiedykolwiek zdoła się go nauczyć. Ale pisała, że jej mąż już złapał kilka niezbędnych słówek. Opowiedziała potem o innych, którzy płynęli z ni- 89 mi statkiem. Podobno osiedlili się w Północnej Dakocie, gdzie obiecywano im istny raj. Skończyli jednak o wiele gorzej, pisała. Wielu Norwegów przybyło na obszary prerii, które są najbardziej wietrznym zakątkiem Ameryki. Oni mieli to samo marzenie, jak my wszyscy: by móc uprawiać ziemię, jako wolni ludzie. Nie wiedzieli jednak, że czeka ich krwawa harówka, dopóki nie dotarli na to pustkowie. Gdy już wydali wszystkie swoje pieniądze, nie mieli drogi odwrotu. Ane czytała dalej o tych biednych ludziach. Ton listu był pełen współczucia, ale rodzina Amandy nie mogła im w niczym pomóc. Na koniec napisała: Me chcemy was tym wszystkim martwić, więc napiszę teraz, że wiedzie nam się dobrze. Tęsknimy za Wami, choć na szczęście mamy pamiątkę. Zdjęcie, które wzięliśmy ze sobą, wisi oprawione na ścianie salonu. Tak, pomyślcie, Amanda i Ole mają solon! Niemal nie do uwierzenia. Codziennie tom zaglądamy i zerkamy na portret Tutaj zakończę moje pisanie i poproszę Was, byście o nas nie zapominali, mimo że jesteśmy daleko. %7łyjcie w pokoju Bożym i opiekujcie się sobą nawzajem. Ane musiała otrzeć oczy, gdy skończyła czytać list. Odchrząknęła i upiła spory łyk kawy. - Cieszę się, że my mieszkamy w Dalsrud - westchnęła Signe. - Ja też! - stwierdził stanowczo William. - Nigdy tam nie pojedziemy. Prawda, mamo? - Tak, zawsze będziemy mieszkali tutaj - odparła Elizabeth, nakrywając dłonią rączkę synka. - Zawsze! 85 Rozdział 9 Nadeszła wiosna, a wraz z nią nadzieja na dobre plony i rychły powrót mężczyzn. Czuło się, jakby ludzie tajali wraz z przyrodą. Elizabeth oddychała głęboko, wciągając w płuca zapach zbutwiałej trawy i słonych wodorostów. Słuchała ćwierkania ptaszków, radując się nadejściem nowej pory roku. A w głębi serca cieszyła się na powrót Jensa. Musiała sama przed sobą przyznać, że tęskni za nim tak samo jak wtedy, gdy byli małżeństwem. Czasami zastanawiała się, czy może to tylko odległość i samotność z nią igra? Może będzie inaczej, gdy się spotkają? Może jej przejdzie? Ale wątpiła. Bała się w to uwierzyć, bo czuła równocześnie, jakby popełniała zdradę wobec pamięci Kristiana. Mimo to postanowiła uszyć sobie nową spódnicę. - Ale będzie ładna - zauważyła Ane pewnego dnia, gdy zobaczyła, nad czym pochyla się matka. - Szyjesz ją na jakąś specjalną okazję? Elizabeth poczuła, że pieką ją policzki. - Dlaczego tak sądzisz? Przecież muszę coś wkładać na siebie, jak wszyscy inni! - Nie musisz się tak unosić z tego powodu - prych-nęła Ane. - Tak tylko pytam. Elizabeth spojrzała na nią z uśmiechem. -Nie unoszę się, tylko musiałam rozplątać supeł 92 skłamała. Prawda była taka, że chciała się przystroić na powrót Jensa. Chciała wyglądać naprawdę ładnie, gdy on wróci, no a nie mogła przecież założyć odświętnej sukienki! Zaśmiała się w duchu. Ale by wyglądało, gdyby zeszła na nabrzeże w jedwabnej sukni! - Chyba już rozwiązałaś ten supeł - stwierdziła Ane, zerkając na nią z boku. - Tak, właśnie mi się udało - odparła Elizabeth, ciesząc się na założenie nowej spódnicy. Plecy je bolały, gdy stały pochylone nad owcami, ścinając ich grubą, zimową wełnę. Palce szybko łapał skurcz od cięcia nożycami. Musiały być ostrożne, by nie zaciąć skóry zwierzęcia, a zarazem zebrać całą wełnę. - Sądzicie, że tata niedługo wróci? - spytała Signe, upychając wełnę do worka. - Tak, chyba już niedługo - pocieszyła ją Elizabeth. - Nie, Signe, wełna z brzucha idzie do tamtego worka! - wskazała na worek leżący na podłodze. - Dlaczego? - Najlepsza wełna jest na grzbiecie, widzisz, jest miękka i czysta. Na nogach i pod brzuchem jest sztywna, więc używamy jej na skarpety. Tej z grzbietu na swetry i ciepłą bieliznę. - A co z wełną z jagniąt? Elizabeth domyśliła się, do czego mała zmierzała. - No, ta chyba będzie dla dzieci! - Tak! - Signe zaklaskała w dłonie, zapominając na chwilę o tęsknocie za ojcem. - Co mi z niej zrobisz, Elizabeth? - A co byś chciała? - Rękawice i cienki sweter! - No, no. ,Dobrze, zobaczymy, jak pomagasz! - Mogę też pomagać w czesaniu i tkaniu! - To dobrze. 87 Elizabeth prowadziła rozmowę, nie odrywając oczu od strzyżonej owcy. Jeszcze chwila i oto zwierzę stało wśród pozostałych, nagie i z różową skórą. Elizabeth rozprostowała plecy, a jej wzrok powędrował do okienka. Kiedy oni wreszcie wrócą? Na strychu czekała nowa, odprasowana spódnica... Dni zlewały się w jedno. Kobiety i dzieci miały swoje zajęcia, ale wszystkie czekały i tęskniły, każda na swój sposób. - Słyszałyście? - spytała Bergette pewnego dnia, gdy wpadła z szybką wizytą. Przyjęły ją w kuchni, bo tu głównie przebywały. Elizabeth uważała, że teraz ogrzewanie salonu byłoby marnotrawieniem drewna i torfu. - Co słyszałyśmy? - spytała Helenę, marszcząc czoło. - Mówią, że mężczyzni popłynęli do Finnmarku łowić gromadnika. - Co to jest gromadnik? - spytał William. - To mała ryba, której używa się na przynętę - rzuciła Elizabeth szybko, po czym zwróciła się do Bergette. - A kto tak mówił? Bergette siorbnęła gorącą kawę. - Wiele osób. Nie dostałyście listów? - Nie. - Elizabeth powoli pokręciła głową. - A ty dostałaś? - Już dawno nie. Oni pewnie mają inne rzeczy na głowie niż pisanie. Tak, tak, dobrze, że już wiosna. Zima jest najgorsza, nigdy nie wiadomo, co z pogodą... - A lato jest długie - mruknęła Elizabeth. - Co ty mówisz? - Bergette zerknęła na nią z ukosa. - Jeśli popłynęli do Finnmarku, nie wrócą przed latem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|