[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po co? Wprost zalewała się łzami. Stała się taka krucha i słodka zarazem... Był głęboko poruszony. - Dawid, proszę... - Czy zawsze płaczesz, kiedy mężczyzna proponuje ci miłą, kameralną kolację? - Nie... ale nie spodziewałam się, że zrobisz coś takiego. Podniósł jej rękę do ust i z uśmiechem ucałował palce. - Co z tego, że jestem producentem? Nawet ktoś taki potrafi się odpowiednio zachować, choć wy, agenci, macie o nas całkiem inne zdanie. Podniosła na niego oczy. Przegrywała. Czuła, jak mięknie jej serce, słabnie jej wola, wzrastają oczekiwania. To, co się wydarzyło przed chwilą, ten dziwny i szalony seks, kiedy to stała się bezbronną kochanką, całkiem zależną od swojego mężczyzny... Czyżby w głębi duszy o tym właśnie marzyła? By bez reszty do kogoś należeć? By należeć do Dawida? I by on bez reszty należał do niej? Samotność jest zwodniczym doradcą. Już wiedziała o tym. - Spraw, żebym zbyt wiele nie chciała - szepnęła. Rozumiał to. Jeśli pragnie się zbyt wiele, wtedy zbyt mocno się odczuwa. Sam tego unikał... aż do pewnego popołudnia na plaży. - Czy naprawdę sądzisz, że jesteśmy w stanie to zatrzymać? ROZDZIAŁ 9 Jak zawsze, także i ten dzień pracy wypełniony był po brzegi. Gdy wreszcie A. J. znalazła się sama w swoim gabinecie, zadumała się. Co się z nią dzieje? Dlaczego tak trudno jest się jej skoncentrować? Przepracowana? - zastanowiła się, patrząc na trzymany w ręku plik dokumentów. To wybieg; uwielbia przepracowanie. Źle spała. Sama. W zasadzie jedno z drugim nie ma nic wspólnego, utwierdzała siebie w przekonaniu, przekładając z miejsca na miejsce dokumenty. Jest zbyt samodzielną i samowystarczalną osobą, żeby zapadać w dziwne stany tylko dlatego, że Dawid Brady wyjechał na parę dni z miasta. Ale tęskniła za nim. Złapała ołówek, żeby popracować, a skończyło się na tym, że zaczęła go obracać w palcach. Czy to zbrodnia, że za nim tęskni? Przecież to wcale nie znaczy, że jest od niego uzależniona. Po prostu przyzwyczaiła się do jego towarzystwa. Zaczęła pracować ze zdwojoną energią. Przez dziesięć minut. Stopniowo personel zaczął opuszczać biuro. Na koniec zajrzał jeszcze Abe i - jako że szykował się długi weekend - zaprosił ją na wielkie grillowanie u niego w ogrodzie. Odmówiła grzecznie. Została sama i postanowiła ponownie zająć się pracą. Od paru chwil stał w drzwiach i obserwował ją. Śmiejąc się, trzaskając drzwiami, wszyscy pospiesznie opuścili budynek, tylko ona - skupiona i kompetentna - siedziała za biurkiem. Staranna fryzura, obciągnięty, wygładzony na ramionach żakiet. Pisała szybko, w rytmicznych kadencjach. W niskim wazonie na biurku stały margerytki, które jej posłał przed wyjazdem. Był to jedyny nieprofesjonalny akcent w jej biurze. Patrząc na nie, uśmiechnął się. Patrząc na nią, zapragnął jej, nawet już sobie wyobraził, jak ją bierze w tym wymuskanym, zorganizowanym biurze, jak z niej zdziera nieskazitelny kostium i dociera do delikatnej, koronkowej bielizny. A. J. kontynuowała pisanie, koncentrując się, ilekroć jej myśli zaczynały się rozbiegać. To nie w porządku, mówiła sobie, żeby jej organizm tak się burzył i buntował bez powodu. Potarła kark. Mogłaby przysiąc, że w powietrzu unosi się jakieś napięcie. Ale przecież to śmieszne. Po chwili już wiedziała. Nie musiał mówić, nie musiał jej dotykać. Powoli podniosła głowę i popatrzyła do góry. Jej oczy nie wyrażały zdziwienia. Wyczuła go, choć nie wypowiedział słowa, nie wykonał żadnego ruchu. Każdy na jego miejscu poczułby się nieswojo. Fakt, że tak się nie stało, dawał do myślenia, ale postanowił odłożyć to na później. W tej chwili myślał jedynie o tym, jaka jest chłodna i poprawna za biurkiem, a jaka szalona w jego ramionach. Chciała się roześmiać, wybiec zza biurka i paść mu w ramiona, z czystej radości zakręcić się z nim dookoła. Oczywiście nie zrobiła tego. To by wyglądało idiotycznie. Zamiast tego uniosła brwi. - A więc wróciłeś. - Tak. Czułem, że cię tutaj zastanę. - Chciał ją podnieść z fotela i potrzymać w ramionach. Wsunął do kieszeni ręce i oparł się o futrynę. - Czułeś? - Tym razem się uśmiechnęła. - Przeczucie czy telepatia? - Czysta logika. - Podszedł do biurka. - Nieźle wyglądasz, Fields. Naprawdę nieźle. Wyciągając się w fotelu, uważnie mu się przyjrzała. - Pewnie jesteś zmęczony. Miałeś ciężką podróż? - Długą. Masz jakieś plany na wieczór? Gdyby nawet miała, cisnęłaby wszystko i szybko o nich zapomniała. Z poważną miną zajrzała do kalendarza. - Nie. - A jutro? Przerzuciła stronę. - Wygląda na to, że też nie. - Niedziela? - Nawet agentom należy się wypoczynek. - Poniedziałek? Przerzuciła kolejną stronę i wzruszyła ramionami. - Biuro jest zamknięte. Chciałam przeczytać scenariusze i zrobić sobie paznokcie. - Aha. Gdybyś przypadkiem nie zauważyła, jest już po godzinach pracy. - Zauważyłam. Wyciągnął do niej rękę. Po chwili wahania A. J. podała mu swoją i pozwoliła się wyciągnąć zza biurka. - Pojedź ze mną do domu. Prosił ją o to wcześniej, ale odmówiła, teraz jednak wiedziała, że czas odmowy już minął. Sięgnęła po torebkę i teczkę. - Nie dzisiaj - powiedział Dawid i odłożył teczkę. - Chcę... - Nie dzisiaj, Auroro. - Wziął jej rękę i podniósł do ust. - Proszę. Skinęła głową i opuściła gabinet. Szli korytarzem i trzymali się za ręce, aż doszli do windy. To nie było idiotyczne,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|