[ Pobierz całość w formacie PDF ]
danie. W pokoju wszystko było przewrócone do góry nogami, a w kuchni pię- trzyły się stosy brudnych naczyń. Można by bez przesady powiedzieć, że nie oszczędzono ani jednego garnka, ani jednej patelni. Zmywanie było tak niewąt- pliwą i przykrą rzeczywistością, że Bilbo musiał się wyrzec złudzeń, iż goście po- przedniego wieczora przyśnili mu się tylko. Doprawdy, oddychał z ulgą na myśl, że w końcu poszli sobie bez niego i nie przyszło im do głowy budzić gospodarza (chociażby po to, żeby podziękować!); mimo woli wszakże był jakby odrobinkę zawiedziony. To uczucie zdziwiło go bardzo. Nie bądz durniem, Bilbo rzekł sam do siebie. Kto słyszał, żeby hob- bit w twoim wieku myślał o smokach i w ogóle o tych tam zagranicznych głup- stwach! Przepasał się fartuchem, rozpalił ogień w piecu, zagrzał wodę, pozmywał wszystko. Potem, nim wrócił do jadalni, zjadł w kuchni smaczne śniadanko. Słoń- ce tymczasem już świeciło jasno, a przez otwarte drzwi wejściowe płynął do wnę- trza ciepły, kwietniowy powiew. Bilbo zaczął głośno gwizdać i zapominać o zda- rzeniach poprzedniego wieczora. Właśnie zasiadł pod otwartym oknem jadalni do drugiego śniadania, kiedy wszedł Gandalf. Ależ mój drogi! rzekł. Kiedyż wreszcie przyjedziesz? Mieliśmy przecież wyruszyć wczesnym rankiem! A ty o pół do jedenastej najspokojniej jesz śniada- nie, czy jak tam ten posiłek nazywasz. Tamci zostawili ci wiadomość, bo nie mo- gli dłużej czekać. Jaką wiadomość? spytał biedny pan Baggins, okropnie zmieszany. 24 Na wielkiego słonia! zawołał Gandalf. Ktoś cię chyba odmienił dzisiej- szego ranka! Więc nie starłeś kurzu z parapetu kominka? Co ma jedno do drugiego? Dość było roboty ze zmywaniem po czternastu osobach. Gdybyś starł kurz z kominka, znalazłbyś pod zegarem to rzekł Gandalf wręczając hobbitowi liścik (napisany oczywiście na jego własnym papierze listo- wym). Oto co Bilbo przeczytał: Od Thorin i kompanii pozdrowienie dla włamywacza Bilba! Za gościnę serdecz- ne dzięki, a Twoją ofertę fachowej pomocy chętnie przyjmujemy. Warunki: zapła- ta przy dostawie w wysokości nie przekraczającej czternastej części całego zysku (jeżeli w ogóle będą zyski); zwrot kosztów podróży zapewniamy w każdym przy- padku; koszty pogrzebu jeśli okaże się to konieczne i nie będzie załatwione in- aczej ponosimy my lub nasi przedstawiciele. Nie widząc potrzeby zakłócania Twego cennego snu, wyruszyliśmy na ra- zie sami, by poczynić niezbędne przygotowania. Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie Pod Zielonym Smokiem , nad Wodą, o jedenastej przed południem punkt. Licząc na punktualność z Pańskiej strony, mamy zaszczyt pozostać szczerze oddani Thorin i kompania. Masz dziesięć minut na drogę. Musisz biec rzekł Gandalf. Ale... zaczął Bilbo. Nie ma czasu na żadne ale powiedział czarodziej. Ale... powtórzył Bilbo. Na to także nie ma czasu. Ruszaj! Do końca życia Bilbo nie mógł sobie przypomnieć, jakim sposobem znalazł się wtedy na dworze, bez kapelusza, bez laski, bez pieniędzy, bez żadnej z rzeczy, które zazwyczaj brał ze sobą, wychodząc z domu; drugiego śniadanie nie dokoń- czył, statków po nim nie pozmywał, wcisnął klucze do ręki Gandalfowi i puścił się ścieżką w dół pędem, ile sił w kosmatych nogach; minął Wielki Młyn, przeprawił się przez Wodę i przebył w tym tempie milę z okładem. Biła jedenasta, gdy zasapany dopadł gospody nad Wodą i stwierdził, że zapo- mniał chustki do nosa. Brawo! rzekł Balin, który z progu wypatrywał hobbita. Zza zakrętu drogi od strony wioski nadciągała już reszta towarzystwa. Jecha- li na kucach, a każdy kuc był objuczony wszelkiego rodzaju bagażem, tobołkami, pakunkami i rozmaitym dobytkiem. Jeden mały kuc szedł luzem, zapewne prze- znaczony dla Bilba. 25 Siadajcie obaj na konie i ruszamy rzekł Thorin. Strasznie mi przykro powiedział Bilbo ale zapomniałem kapelusza i chustki do nosa, nie mam też przy sobie ani grosza. Przeczytałem wasz list do- piero o godzinie dziesiątej minut czterdzieści pięć, punkt. Nie bądz taki dokładny odezwał się Dwalin i nie przejmuj się drobia- zgami. Nim dobrniemy do celu podróży, nauczysz się obywać bez chustki do nosa i bez wielu innych rzeczy. Jeżeli zaś chodzi o kapelusz, mam w kuferku zapaso- wy kaptur i płaszcz. Tak się stało, że pięknego ranka w przeddzień maja wyruszyli wszyscy razem sprzed gospody truchtem na kucykach, a między innymi Bilbo, ubrany w ciemno- zielony (trochę podniszczony) kaptur i ciemnozielony płaszcz pożyczony od Dwa- lina. Płaszcz i kaptur były na niego za duże, toteż wyglądał dość śmiesznie. Strach pomyśleć, co by jego ojciec, Bungo, powiedział, gdyby go tak zobaczył. Bilbo po- cieszał się tylko tym, że nie ma brody, nikt więc nie może go wziąć za krasnolu- da. Nie ujechali daleko, gdy dogonił ich Gandalf, bardzo wspaniały na siwym koniu. Przywiózł cały zapas chustek do nosa, a także fajkę i tytoń hobbita. Wędrowa- li dalej wesoło, opowiadając bajki i śpiewając w marszu przez cały dzień, oczywi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|