[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przestał ją bić momentalnie, jakby to sam Bóg go napominał. Wtedy Frank pojawił się u szczytu schodów, w całej swojej chwale. Sykesowi głos uwiązł w gardle, ale mimo to próbował uciec. Julia była jednak szybsza. Chwyciła go i trzymała tak długo, dopóki nie dopadł go Frank i przygwozdził swoją ciężką ręką. Nie zdawała sobie sprawy, że Frank jest tak silny, do czasu, gdy usłyszała trzask łamanych kości. Był z pewnością silniejszy niż zwykli mężczyzni. Sykes wrzasnął znowu. Aby uciszyć Sykesa, złamał mu z trzaskiem szczękę. * * * Ponowny krzyk, który dobiegł Kirsty, zamarł znienacka. Usłyszała w nim nutę przerażenia. Była gotowa rzucić się na pomoc, chciała podbiec do drzwi i zadzwonić. Po chwili doszła jednak do wniosku, że lepiej będzie, gdy obejdzie dom od drugiej strony. Tak też zrobiła - szła wątpiąc w sens każdego kroku. Była jednak pewna, że ujawnienie się teraz nic by jej nie dało. Furtka do ogrodu na tyłach domu nie była zamknięta. Prześliznęła się przez nią, czuła na każdy odgłos, szczególnie na hałas wywoływany przez własne stopy. Z wnętrza domu nie dobiegał teraz żaden dzwięk. Zostawiła furtkę otwartą na oścież na wypadek ucieczki. Pośpieszyła do tylnych drzwi. Nie były zamknięte na klucz. Teraz jednak zwolniła nieco. Może powinna zadzwonić po Rory'ego, sprowadzić go do domu? Ale do tego czasu, cokolwiek się działo, już by się zakończyło. Wiedziała doskonale, że jeśli Julia nie zostanie złapana na gorącym uczynku, z łatwością uwolni się od jakiegokolwiek oskarżenia. Nie. Było tylko jedno rozwiązanie: wejść do środka. Tak pomyślawszy, wkroczyła do domu. Wewnątrz było zupełnie cicho. Nie było nawet słychać kroków, dzięki którym mogłaby zlokalizować aktorów, których sztukę przyszła oglądać. Podeszła do kuchennych drzwi i przez kuchnię dotarła do jadalni. Skręcało jej żołądek. W gardle zaschło jej nagle tak, że nie mogła przełknąć nawet śliny. Z jadalni przeszła do sieni, a stamtąd na korytarz. Nadal nic - ani szeptów, ani westchnień. Julia i jej towarzysz mogli być tylko na piętrze, ale to sugerowałoby, iż myliła się zgadując, że krzyk sprzed kilku minut był krzykiem strachu. Może był to krzyk rozkoszy? Jęk orgazmu, a nie paniki? Aatwo się w tym pomylić. Drzwi wejściowe były na prawo od niej, o kilka metrów. Wciąż mogła spokojnie wyjść. Tchórz w głębi jej duszy kusił ciągle... Ale paląca ciekawość nie dawała jej spokoju. Chciała dowiedzieć się, chciała poznać tajemnicę tego domu. Ciekawość rosła z każdym krokiem. Dotarła do szczytu i zaczęła posuwać się wzdłuż korytarza. Nagle pomyślała sobie, że być może ptaszki wyfrunęły i najspokojniej w świecie wyszły drzwiami od frontu, podczas gdy ona skradała się z tyłu. Musiała to sprawdzić. Pierwsze drzwi na lewo prowadziły do sypialni; jeśli kochali się gdzieś, to tylko tutaj. Ale nie. Drzwi były uchylone. Zaglądnęła do środka. Aóżko było gładko pościelone. I wtem usłyszała niewyrazny krzyk. Tak blisko, tak głośno... Serce zamarło jej z niepokoju. Wychyliła się z sypialni i zobaczyła postać sunącą z jednego pokoju do drugiego. Potrzebowała trochę czasu, nim rozpoznała w niej mężczyznę, który przybył tu z Julią. Właściwie poznała go tylko po odzieży. Reszta zmieniona była diametralnie. Wyglądał okropnie. Jakaś wyniszczająca choroba dopadła go w ciągu kilku minut, odkąd Kirsty widziała, jak wchodzi do domu wraz z Julią. Pozostała z niego tylko skóra i kości. Zobaczywszy Kirsty, rzucił się ku niej w nadziei, że oto nadszedł dlań ratunek. Zrobił może jeden krok w jej stronę, kiedy jakaś postać pojawiła się za nim. Też sprawiała wrażenie, że toczy ją jakaś choroba. Ciało pokrywały poplamione krwią bandaże - od stóp do głowy. Jednak w sposobie poruszania się nie można było dostrzec śladu choroby. Wręcz przeciwnie. Postać dopadła uciekającego i pochwyciła za szyję. Kirsty wydała z siebie okrzyk, kiedy ten w bandażach ściskał bez litości swoją ofiarę. Pochwycony mężczyzna zdobył się na słaby jedynie sprzeciw, ale wtedy potwór wzmocnił uchwyt na szyi. Ciało zatrzęsło się i zachwiało, nogi ugięły się bezładnie. Z oczu buchnęła krew. Zaczęła wylewać się także z nosa i oczu. Krople krwi zdawały się wypełniać powietrze. Kirsty poczuła je nawet na swej skroni. To wyzwoliło ją z bezruchu. Nie miała czasu do stracenia. Rzuciła się do ucieczki. Potwór nie gonił jej. Dotarła bez trudu do schodów, ale kiedy postawiła stopę na stopniu, zawołał na nią. Głos potwora... wydał jej się znajomy. - A więc tu jesteś - powiedział. Miał miękki głos. Mówił tak, jakby ją znał. Zatrzymała się. - Kirsty - powiedział. - Poczekaj sekundkę. Coś jej mówiło, żeby uciekać, lecz mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca. Usiłowała sobie przypomnieć, czyj to głos, głos dobiegający zza bandaży. Wciąż jeszcze zdążyłaby uciec, miała kilka dobrych metrów przewagi. Spojrzała na tę przedziwną postać. Zwłoki w jej ramionach skurczyły się, zwinęły, jakby zmięły. Bestia rzuciła nimi teraz o podłogę. - Zabiłeś go - powiedziała. Postać kiwnęła potakująco. Nie wydawało się, żeby chciała się usprawiedliwić. - Nie czas, by go żałować - powiedział i postąpił w jej stronę. - Gdzie jest Julia? - zapytała Kirsty. - Nie bój się. Wszystko jest w porządku - powiedział głos. Kirsty prawie już
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|