[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z nimi stykać, dlatego bezpieczny jest pan tu zupeÅ‚nie, kapitanie O'Brien. Może nap3e siÄ™ pan czegoÅ› chÅ‚oóącego? Idz do diabÅ‚a ze swoim napojem rzekÅ‚ z bÅ‚yskiem w oku gdybym chciaÅ‚ pić, to bym kazaÅ‚ sobie coÅ› przynieść. Wychoóę. Cuchnie tu teraz. Wszyscy wybuchnÄ™li na to Å›miechem i wynieÅ›li siÄ™ za starym. A wówczas, panie, ten przeklÄ™ty Jim poÅ‚ożyÅ‚ buÅ‚kÄ™ na stole i podszedÅ‚ ku mnie; szklanka piwa zostaÅ‚a nietkniÄ™ta. Odchoóę rzekÅ‚ spokojnie. OdpowieóiaÅ‚em: Nie ma jeszcze wpół do drugiej, Å›miaÅ‚o możesz wypalić papierosa . MyÅ›laÅ‚em, że choói mu o to, że czas mu siÄ™ wziąć do roboty. Gdy zrozu- miaÅ‚em, co siÄ™ staÅ‚o rÄ™ce mi opadÅ‚y! Na takiego czÅ‚owieka nie co óieÅ„ siÄ™ natrafia; kierowaÅ‚ Å‚oóiÄ… jak wcielony diabeÅ‚; gotów byÅ‚ wypÅ‚ynąć mile caÅ‚e na spotkanie stat- ku, bez wzglÄ™du na pogodÄ™. Nieraz przybywali tu kapitanowie, których pierwsze sÅ‚o- wa byÅ‚y: A skÄ…dże wykopaÅ‚eÅ› takiego czÅ‚owieka, Egströmie? PÅ‚ynÄ™ sobie ostrożnie wÅ›ród mgÅ‚y, a tu wyskakuje łódz, do poÅ‚owy w woóie zanurzona, z dwoma prze- rażonymi Murzynami i wrzeszczÄ…cym czartem u steru: Hej, hej, kapitanie! Firma Egström i Blake pierwsza siÄ™ pana wita! Hej, hej! Tu Egström i Blake ! Tu Mu- rzynom wydaje rozporząóenia, by ostro siÄ™ trzymali, bo muszÄ™ przyznać, że wicher miotaÅ‚ łódkÄ… jak Å‚upinÄ…, tu krzyczy, wrzeszczy, że bęóie mi sÅ‚użyÅ‚ za przewodnika, podobniejszy do diabÅ‚a nizli do czÅ‚owieka! Tak kierowanej Å‚oói w życiu swoim nie wióiaÅ‚em. A p3any być nie mógÅ‚! Spokojny, Å‚agodny chÅ‚opiec rumieniÅ‚ siÄ™ jak óiewczyna, gdy wszedÅ‚ na pokÅ‚ad& Powiadam panu, kapitanie Marlow, że gdy siÄ™ zjawiaÅ‚ obcy okrÄ™t, nikt nie mógÅ‚ konkurować z Jimem& Koleóy jego dbali tyl- ko o dawnych klientów& A on, panie& mówiÅ‚ widocznie wzruszony Egström gotów byÅ‚ sto mil wypÅ‚ynąć w byle jakiej skorupie, aby zÅ‚apać nowego klienta dla firmy. Nie mógÅ‚by gorliwiej pracować, gdyby caÅ‚y interes do niego należaÅ‚ (& ). A teraz& od razu& rzuca wszystko! PomyÅ›laÅ‚em sobie: He! bratku, wiem, o co ci ióie i rzekÅ‚em: Po co te gawÄ™dy Jimie, powieó od razu, jakiej podwyżki pensji żą- dasz? SpojrzaÅ‚ na mnie i zdawaÅ‚o siÄ™, że chce przeÅ‚knąć coÅ›, co mu w gardle stanęło. Nie mogÄ™ tu pozostać . A cóż to za żarty? spytaÅ‚em. WstrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, a w jego oczach wyczytaÅ‚em, że można go już uważać za straconego. Wówczas zwymyÅ›laÅ‚em go strasznie. Od czego uciekasz? krzyczaÅ‚em. Co ci siÄ™ staÅ‚o? Co ciÄ™ prze- raziÅ‚o? Nie masz ani szczypty rozumu; przecież tak nie porzuca siÄ™ dobrej posady. Góie spoóiewasz siÄ™ dostać lepszÄ…? Ach, ty taki, owaki! SÅ‚abo mi siÄ™ zrobiÅ‚o, mogÄ™ panu zarÄ™czyć. Przecież nasz interes nie może zatonąć dodaÅ‚em. RzuciÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie. %7Å‚egnam pana zawoÅ‚aÅ‚, kÅ‚aniajÄ…c mi siÄ™ jak jakiÅ› lord. SzlachetnÄ… ma pan naturÄ™, Egströmie dodaÅ‚ i gdyby znaÅ‚ pan moje powody, nie zatrzymy- waÅ‚by mnie pan tak gorÄ…co . To najwiÄ™ksze kÅ‚amstwo, jakie w życiu powieóiaÅ‚eÅ› zawoÅ‚aÅ‚em. Wiem, co mówiÄ™ odparÅ‚. Tak byÅ‚em wÅ›ciekÅ‚y, że aż parsknÄ…Å‚em Å›miechem. Ach! Ty gÅ‚upcze, czyż nie możesz poczekać choćby chwilkÄ™ i wypić to piwo? Nie wiem co mu siÄ™ staÅ‚o, nie mógÅ‚ do drzwi trafić, to byÅ‚o coÅ› komicznego, kapitanie. Sam wypiÅ‚em piwo. Jeżeli ci tak pilno rzekÅ‚em to rób sobie jak se a Lord Jim 83 chcesz, ale wspomn3 sobie moje sÅ‚owa: jeżeli takÄ… grÄ™ bęóiesz dalej prowaóić, to przyjóie chwila, że ziemia okaże siÄ™ dla pana zbyt maÅ‚a oto wszystko, co ci mia- Å‚em do powieóenia! RzuciÅ‚ na mnie ponure spojrzenie i wyleciaÅ‚ z twarzÄ…, która luói przerażać mogÅ‚a. Egström parsknÄ…Å‚ gniewnie i palcami rozczesywaÅ‚ jasne faworyty. Od tego czasu nie mogÅ‚em znalezć porzÄ…dnego czÅ‚owieka. Nieustanne tyl- ko kÅ‚opoty i kÅ‚opoty. Jeżeli wolno spytać, jakim sposobem poznaÅ‚ siÄ™ z nim pan, kapitanie? On byÅ‚ pomocnikiem kapitana na Patnie w czasie ostatniej jej podróży rzekÅ‚em, czujÄ…c, że należy siÄ™ ode mnie jakieÅ› wyjaÅ›nienie. Egström na chwilÄ™ znieruchomiaÅ‚ z palcami zanurzonymi we wÅ‚osy, po czym wybuchnÄ…Å‚: A któż, u diabÅ‚a, dba o to? Zdaje siÄ™, że nikt& zaczÄ…Å‚em. A kimże on jest, u licha& by tak to odczuwać? Nagle wepchnÄ…Å‚ koÅ„ce faworytów do ust i staÅ‚ nieruchomo. A, niech mnie piorun trzaÅ›nie! Toż ja mu powieóiaÅ‚em, że ziemia jest zbyt maÅ‚a, by go dÅ‚ugo nosić mogÅ‚a! iaÅ‚ i OpowieóiaÅ‚em wam te dwa epizody, byÅ›cie wieóieli, jak Jim zachowywaÅ‚ siÄ™ w tych nowych warunkach swego życia. WiÄ™cej byÅ‚o tego roóaju zdarzeÅ„; nie mógÅ‚bym ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|