[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Która to mogła być godzina, gdy pani wróciła po przynętę? Czy wchodziła pani do domu? Nie, zostawiłam ją w oran\erii, tam w końcu ogrodu. Nie mam pojęcia, która to mogła być godzina. Mo\e jakaś za dziesięć trzecia? Czy widziała pani przy tej okazji pannę Megan albo Agnieszkę? Nie, przypuszczam, \e Megan musiała ju\ przedtem wyjechać, a Agnieszki nie widziałam. W ogóle nie widziałam nikogo. A potem poszła pani z chłopcami na ryby? Tak, szyliśmy brzegiem strumyka. Nic nie złowiliśmy. Prawie nigdy nic nie mo\emy złowić, ale chłopcy ogromnie lubią łowić ryby. Brian bardzo się zamoczył. Jak wróciliśmy, musiałam go przebierać. Czy we środy pani zajmuje się herbatą? 47 Tak. Jest zawsze przygotowana dla pana Symmingtona w saloniku. Robię herbatę zaraz po jego powrocie do domu. Chłopcy i ja pijemy w szkolnym pokoju, no i Megan, oczywiście. W szafie na górze mam swoje własne przybory do herbaty. O której pani wróciła do domu? Za dziesięć piąta. Zabrałam chłopców na górę i zaczęłam przygotowywać herbatę. Kiedy pan Symmington przyszedł o piątej, zeszłam na dół, \eby mu ją podać, ale on powiedział, \e woli wypić z nami na górze. Chłopcy bardzo się ucieszyli. Potem bawiliśmy się w łowy na dzikiego zwierza. Jak sobie pomyślę, \e ta biedna dziewczyna przez cały ten czas ju\ le\ała martwa w szafie, to& Czy normalnie ktoś zagląda do tej szafy? O nie, tam się trzyma tylko rupiecie. Kapelusze i płaszcze wiesza się w małym schowku na prawo od drzwi wejściowych. Do tamtej szafy miesiącami nikt nie zagląda. Rozumiem. I po powrocie nie zauwa\yła pani nic niezwykłego, nic nienormalnego? Niebieskie oczy rozwarły się szeroko. Nie, panie inspektorze, absolutnie nic. Wszystko było tak samo jak zwykle. I to właśnie jest takie straszne& A tydzień temu? Ma pan na myśli ten dzień, kiedy pani Symmington& ? Tak. Ach, to było okropne! Okropne! Tak, tak, wiem. Wtedy tak\e nie było pani całe popołudnie w domu? Tak. Je\eli jest pogoda, to zawsze wychodzę z chłopcami po obiedzie na spacer. Lekcje odrabiamy rano. Pamiętam, \e wtedy poszliśmy na wrzosowiska, bardzo daleko. Bałam się, \e się spózniliśmy, bo podchodząc do furtki, zobaczyłam na drugim końcu ulicy pana Symmingtona wracającego z biura, a ja jeszcze nie nastawiłam czajnika. Tymczasem była dopiero za dziesięć piąta. Nie wchodziła pani na górę do pokoju pani Symmington? Nie. Nigdy do niej nie wchodziłam. Pani Symmington zwykle odpoczywała po lunchu. Miewała ataki newralgii, które ją męczyły przewa\nie po jedzeniu. Doktor Griffith przepisał jej jakieś proszki. Zwykle le\ała i starała się zasnąć. Nash rzekł niedbałe: Tak \e nikt nie zanosił jej poczty na górę? Popołudniowej poczty? Nie. Zwykle wracając, zaglądałam do skrzynki, wyjmowałam listy i kładłam je na stoliku w holu. Ale bardzo często pani Symmington sama schodziła i zabierała pocztę. Nigdy się nie zdarzało, \eby spała przez całe popołudnie. Przewa\nie była ju\ na nogach trochę po czwartej. Nie podejrzewała pani nic złego, skoro tego popołudnia pani Symmington nie wstała o zwykłej porze? Ach, nie, nie& ! Ani mi to do głowy nie przyszło. Pan Symmington wieszał właśnie płaszcz w holu, a ja powiedziałam: Herbata jeszcze nie jest gotowa, ale woda za chwilę się zagotuje . Na to on kiwnął głową i zawołał na górę: Mona! Mona! , a kiedy pani Symmington nie odpowiadała, poszedł na górę do jej sypialni& i musiał chyba prze\yć najokropniejszy wstrząs w \yciu. Zawołał mnie, a kiedy przyszłam, powiedział: Niech pani zabierze dzieci , a sam zaraz zatelefonował do doktora Griffitha. Zupełnie zapomnieliśmy o imbryku, tak \e całe dno się wypaliło. O, Bo\e! To było okropne! A zdawała się taka szczęśliwa i wesoła jeszcze przy lunchu& ! Co pani myśli o tym liście? spytał Nash krótko. Och, uwa\am, \e to podłe! Strasznie podłe! odpowiedziała z oburzeniem Elsie. Oczywiście, oczywiście, ale nie o tym myślałem. Czy pani przypuszcza, \e list mówił prawdę? Elsie Holland rzekła stanowczo: Absolutnie nie! Pani Symmington była bardzo wra\liwa, niesłychanie wra\liwa. Za\ywała mnóstwo środków uspokajających. I była przy tym bardzo, bardzo& przeczulona. Elsie zarumieniła się. Zetknięcie się z czymś tego rodzaju, z czymś brudnym, mogło być dla niej wielkim prze\yciem. Nash chwilę milczał, a potem spytał: Czy i pani tak\e otrzymała podobny list? Nie, \adnego! Naprawdę? Proszę tu podniósł w górę rękę proszę nie odpowiadać za prędko. Wiem, \e nie są to przyjemne rzeczy. I czasem ludzie nie przyznają się, \e je dostali. Ale dla nas to bardzo wa\ne, \eby znać prawdę. Zdajemy sobie doskonale sprawę, \e wszystko, co w nich napisane, to stek najnieprawdopodobniejszych kłamstw, nie potrzebuje się więc pani krępować& Ale\ ja naprawdę nie dostałam \adnego listu, inspektorze! Zapewniam pana& ! Była oburzona, niemal bliska płaczu i jej zaprzeczenia brzmiały szczerze. Kiedy odeszła z powrotem do dzieci, Nash zbli\ył się w zamyśleniu do okna. No i có\! rzekł. Mówi, \e nie dostała \adnego listu& Wygląda, \e mówi prawdę. Jestem przekonany, \e nie kłamała odpowiedziałem. Hm& rzekł Nash. Chciałbym wiedzieć, dlaczego, u diabła, właśnie ona nie dostała \adnego anonimu? Po chwili ciągnął dalej, zniecierpliwiony, a ja przyglądałem mu się w milczeniu. Przecie\ to bardzo ładna dziewczyna, prawda? 48 Powiedziałbym, \e nawet więcej ni\ ładna. No, właśnie! Prawdę mówiąc, jest niezwykle przystojna. I młoda. Zdawałoby, się, wymarzony typ dla autora anonimowych listów. Dlaczego zatem ją oszczędzono? Potrząsnąłem głową. Wie pan, \e to istotnie bardzo interesujące. Muszę zwrócić na tę okoliczność uwagę Graves ciągnął dalej Nash.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|