[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo wiedząc, co robić - dygnęła. Reszta służby zaczęła się na wyścigi chylić w ukłonach, choć nikt nie wiedział dokładnie, jak należy zachowywać się w obecności księżnej, bo jeszcze nigdy żadnej nie widzieli. - Och, bardzo dziękuję, sir Henry, ale wcale nie jestem znużona - odparła Cordelia, nawet nie myśląc ruszyć się z miejsca. Sir Henry w milczeniu patrzył na stojącą przed nim piękną kobietę. Z jednej strony miał szczerą chęć huknąć: Precz stąd!", lecz z drugiej trzezwy pragmatyzm i dobre wychowanie podpowiadały mu, że gdzie są księżne, tam mogą również być książęta i różne inne utytułowane osoby, a wśród nich na przykład ten, za kogo pragnąłby wydać Lorelei. Zerknął na swoją żonę. Błagalne spojrzenie lady Tremaine niełatwo było mu zrozumieć. Czy miało ono znaczyć na litość boską, ułagodz księżnę" czy też pozbądz się jej jak najprędzej, przecież musimy się zająć tą fatalną sprawą"? Tymczasem nerwy Edelstona były tak napięte, że lada chwila mogły go zawieść, jeśli paląca kwestia nie zostanie bezzwłocznie rozstrzygnięta. Był całkiem pewien, że Cordelia łatwo pokona sir Henry'ego swoim uporem, choćby miała w nim trwać przez cały wieczór. Musiał temu zapobiec. Chrząknął dość głośno. Wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. - Księżna jest dla mnie wielką przyjaciółką, troszczy się więc niezmiernie o moje szczęście. Ręczę za jej dyskrecję. Problem, co począć z księżną, rozwiązał się więc sam. Sir Henry poniechał formalnego przedstawiania jej wszystkich zgromadzonych i natychmiast przeszedł do sedna sprawy. - Chcę, żeby każdy mi powiedział, kiedy po raz ostatni widział Rebekę. Nie pojawiła się na śniadaniu i nie było jej we własnym pokoju, kiedy Lorelei tam zajrzała. Co więcej, wiadomo już, że jej klacz jest w stajni, że nie ma mojej córki ani na jabłoni, ani w domu, ani nie poszła na spacer. Myślę, że Letty ma nam coś do powiedzenia. - Mam bardzo lekki sen, sir - zaczęła Letty z wahaniem. - I chrapiesz jak borsuk - mruknął ogrodnik Tom. - Czy obudziłaś się, gdy Rebeka wychodziła z domu? - spytał niecierpliwie sir Henry. - Tak... tak, sir. Myślałam, że wybiera się na konną przejażdżkę, ale potem zobaczyłam, że... zniknęły także niektóre z jej rzeczy. To znaczy ubania. Sir Henry zacisnął wargi. - Gilroy? - Dzisiaj nie widziałem panny Rebeki, natomiast wczoraj dwukrotnie. Kiedy pan i lord Edelston poszli do cieplarni, zabrałem z biblioteki puste kieliszki po brandy. Panna Rebeka była tam, kiedy wszedłem. Wyszła stamtąd raczej pospiesznie, co wydało mi się trochę dziwne, bo przedtem lubiła ze mną zamienić słówko. A pózniej widziałem ją, kiedy podawałem do stołu. Przy tych słowach Edelstonowi ponownie zaszumiało w uszach, i to tak głośno, że widział tylko, jak sir Henry porusza ustami, a Gilroy robi to samo w odpowiedzi, lecz patrzył na nich jakby zza szklanej szyby. Cieplarnia. Biblioteka. Wczoraj. Oczywiście! Wczoraj sir Henry zabrał go do ogrodu, nim Gilroy zdążył wziąć jego płaszcz. Sir Henry poczęstował go w bibliotece brandy, wtedy też ostatecznie omówili szczegóły kontraktu ślubnego, a on, w swobodnym nastroju po paru kieliszkach, przewiesił okrycie przez poręcz fotela i obaj poszli do cieplarni zobaczyć te przeklęte róże. Tremaine'owie byli po prostu zwariowani na ich punkcie. Stało się jasne, że przyszła żona okradła go, kiedy podziwiał kwiaty razem z sir Henrym. Edelston poczuł się tak, jakby go przebito widłami. Cordelia obserwowała zzieleniałą twarz Edelstona z powagą i z rezygnacją. - Proszę mi powiedzieć, sir Henry - spytała nagle - czy panna Rebeka ma jakieś własne pieniądze? Sir Henry przeniósł wzrok z Edelstona na Cordelię, ich twarze miały wyraz dość wymowny. Uniósł dłoń do góry, co było milczącą wskazówką dla Cordelii, żeby się wstrzymała od uwag. - Dziękuję, możecie odejść - zwrócił się do służby. - Jeśli po najbliższych kilku dniach dowiem się, że ktoś z was pisnął komuś choć słowo z tego, co tu słyszeliście, wyrzucę was wszystkich bez żadnych referencji. Sir Henry, o czym słudzy wiedzieli, skądinąd uczciwy i życzliwy, nie rzucał słów na wiatr. Zaczęli wychodzić z salonu, milczący i wystraszeni. Molly powtórnie złożyła ukłon księżnej Dunbrooke, a za nią reszta służby. - Zostańcie jeszcze chwilę! - warknął sir Henry. Służący zamarli w pół kroku. - Gdzie jest Jenkins? Nie, nie ty - stęknął, gdy Tom Jenkins, ogrodnik, wystąpił naprzód. - Miałem na myśli Riordana, stajennego. Chciałem go także spytać o Rebekę, jak mi się zdaje, bo spędzała z nim sporo czasu w stajni. Tom Jenkins odchrząknął, po czym odpowiedział. - Riordan pojechał z rana do South Greeley, żeby zobaczyć tę arabską klacz i kupić obrok dla koni. Wróci za tydzień. - A tak, oczywiście. - Twarz sir Henry'ego nieco się rozjaśniła. - Zliczna mała klaczka. Zacny chłopak z tego Riordana. Służący nadal stali bez ruchu, wpatrując się w swego pana. Spostrzegłszy to, zmarszczył brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|