[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mam na myśli to, że nie robisz nic dla swoich nóg. Ze spisałaś je na straty. - Nie zrobiłam tego - zaprzeczyła Dsire. - Nie wiem tylko, do kogo jeszcze mogłabym się udać. - To idz do tego rolnika. - Sara wyjęła Dsire artykuł z ręki. - Tu jest napisane. Nazywa się Bergmann i mieszka teraz w Heemstede. W informacji na pewno podadzą ci jego numer. Umówisz się z nim na wizytę. Przez chwilę było tak jak dawniej. Sara brała udział w jej życiu, chciała jej pomóc. A Dsire w Pradze nauczyła się, że szczera pomoc to coś bardzo cennego. Taka pomoc pochodzi prosto z serca. - Dobrze - powiedziała i spojrzała do góry na Sarę. - Potem zadzwonię na informację. Sara usiadła obok wózka, obejmując, jak to miała w zwyczaju, swoje nogi. - Nie, ja to zrobię, teraz, zaraz. A pózniej ustalimy z nim termin wizyty. Ja cię zawiozę. Wiesz, że miesiąc temu zrobiłam prawo jazdy? Tak, Dsire wiedziała o tym. Z zazdrością patrzyła, jak przyjaciółka odjeżdżała golfem swojej mamy. Sara wstała i zdecydowanym tonem zwróciła się do Dsire: - Zadzwonię na informację. Zobaczymy, czy w Heemstede jest więcej Bergmannów. Był tylko jeden - Piet Bergmann przy Nieuwlaan 10. - Mam jego numer - Sara triumfalnie pokazała Dsire karteczkę z numerem telefonu - 274 134. Umówić musisz się sama. To mówiąc, podała Dsire telefon. Dsire pokonała zażenowanie. W końcu co mogło jej się stać? Może nie zechcieć jej przyjąć. Albo twierdzić, że to siedzi w jej głowie. Nawet jeśli tak powie, to co? Przynaj- mniej pokaże swojej przyjaciółce, że jeszcze nie pogodziła się ze swoim losem. Wybrała numer. Niemalże od razu ktoś odebrał: - Bergmann, słucham - powiedział głęboki męski głos. Dsire, zacinając się, zaczęła mówić o sobie. %7łe miała niewielką kontuzję kostki, chodziła z tym prawie dwa lata, albo raczej utykała, potem miała operację, udaną, ale krótko potem przestała w ogóle chodzić. Coś się stało z jej kręgosłupem. Ale wszyscy uważają, że to wszystko na podłożu psychicznym. Dlaczego psychicznym? Ponieważ w wypadku samochodowym straciła chłopaka, co było dla niej oczywiście wielkim szokiem. I czy pan Bergmann może mógłby... Właściwie nawet nie wiedziała, co miałby zrobić ten uzdrowiciel. Pomóc jej, żeby znów mogła chodzić? Na tych cienkich nogach, sprawiających wrażenie, że za chwilę się połamią? Wydawało jej się to niemożliwe. Zanim jednak zdążyła dłużej się nad tym zastanowić, usłyszała odpowiedz: - Przyjedz do mnie w piątek w przyszłym tygodniu. I przyprowadz swoją koleżankę. W piątek o czwartej. - Bergmann odłożył słuchawkę. - W następny piątek o czwartej - powiedziała Dsire, odkładając słuchawkę. - Mam też przyprowadzić swoją koleżankę. Obydwie spojrzały na siebie. Skąd on wiedział o koleżance? - Myślę, że to będzie bardzo ciekawe popołudnie - stwierdziła Sara, wykrzywiając usta. - A więc załatwione. Przyjadę po ciebie w piątek. * Piet Bergmann wyglądał jak rolnik - wielki, barczysty, z dużymi rękami. Ubrany był w niebieską koszulę w paski i trochę za szerokie spodnie. Miał zdrową cerę człowieka, który dużo pracuje na świeżym powietrzu. Kontrastował z nią miękki głos i łagodne brązowe oczy. - Podjedz tutaj - zwrócił się do Dsire, przesunął jej wózek na środek małego pokoju służącego jako gabinet i usiadł obok niej na taborecie. - Rozluznij się - powiedział. - Nie musisz mi nic opowiadać. Następnie zamknął oczy i zaczął przesuwać dłonie kilka centymetrów nad jej twarzą, szyją, wzdłuż całego ciała i nóg. Od czasu do czasu pstrykał palcami, jakby chciał rozluznić swoje dłonie. Potem poprosił ją, żeby się schyliła, i przeciągnął rękami po jej plecach. Zatrzymał się przy dolnej części kręgosłupa, na kości ogonowej, i przesuwał rękę tam i z powrotem, jakby czegoś szukał. - Tutaj - powiedział nagle ożywionym głosem. - To tu. Dokładnie w tym punkcie - to mówiąc, nacisnął kciukiem najniżej położony kręg rdzenia kręgowego. Dsire wyprostowała się i spojrzała na niego. Przez chwilę nie była w stanie nic powiedzieć. Przełknęła tylko ślinę. Dokładnie z tego miejsca wyszedł do jej nóg ten przenikliwy ból, ten ostatni ostry ból, a pózniej rwący skurcz, zanim całkowicie straciła czucie w nogach. - To tutaj się zaczęło - powiedział raz jeszcze. - Tak - odparła. - Tu się zaczęło. Piet Bergmann skinął dwa razy głową. - Coś jest nie tak z twoimi plecami - powiedział. - Zupełnie mechaniczna sprawa. - Delikatnie pogłaskał ją po policzku. - To nie ma nic, absolutnie nic wspólnego z chorobą psychiczną. Tu już od zawsze był słaby punkt. Jednostronne obciążenie w czasie, gdy miałaś chorą kostkę, coraz bardziej szkodziło twojemu kręgosłupowi. Nie potrafię powiedzieć, co dokładnie ci dolega. - Uśmiechnął się łagodnie. - Jestem tylko prostym człowiekiem. Znam jednak bardzo dobrego kręgarza, który może ci pomóc. - Wielkimi kanciastymi literami napisał na kartce nazwisko, adres i numer telefonu kręgarza. - Zadzwoń do niego i powiedz, że ja cię do niego skierowałem. Ponownie pogłaskał ją po policzku. Z wielkim trudem udało jej się powstrzymać łzy. Otworzył jej drzwi i pożegnał się: - Wszystkiego dobrego, Dsire. I pamiętaj o tym, że z twoją głową wszystko jest w porządku. Jesteś silniejsza niż wielu z nas. - Przez ułamek sekundy popatrzył na Sarę, potem jego wzrok znów spoczął na Dsire. - I uwierz mi: otrzymasz wszelką siłę, której potrzebujesz. Bóg niech cię błogosławi. Cicho zamknął za sobą drzwi. Dsire na chwilę zamknęła oczy. Czuta się, jakby opuszczała jakieś święte miejsce. Co on powiedział? Z twoją głową jest wszystko w porządku. Jesteś silniejsza niż wielu z nas . Z trudem otworzyła oczy. Spojrzała najpierw na Sarę, która zupełnie blada siedziała na krześle, a pózniej na karteczkę, którą trzymała w dłoni. - Mówił, że mam pójść do kręgarza. On mi pomoże.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|