Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pewnie to James, bo któżby inny. Oczekiwała, że zadud-
nią zaraz jego kroki na schodach; pójdzie na górę po
swoje rzeczy, to jasne. A potem zaryzykuje odjazd, mi-
mo zasp.
Ale kroki nie zadudniły. Zamiast tego otworzyły się
drzwi do kuchni.
Nie miała siły spojrzeć na niego. Zbyt była wyczer-
pana, zawstydzona, rozczarowana.
Stali o cztery kroki od siebie i narastała między nimi
cisza. Cisza i obcość. Mattie powoli ruszyła w stronę sto-
łu. Nic się nie da zrobić - ale zawsze można posprzątać
brudne talerze.
- Matts - odezwał się James.
- Zapomniałeś czegoś? - Przełamała się i podniosła
oczy.
- Chyba tak. Zdrowego rozsądku. - uśmiechnął się
trochę krzywo. - Myślę, że oboje zapędziliśmy się... Za
dużo emocji, za mało logiki w tym wszystkim.
Zrobił kilka kroków i stanął przy niej.
147
S
R
- Zostaw te talerze - powiedział. - Ja pozbieram. I
zrobię nową kawę, dobrze?
Patrzyła, jak zgrabnie porządkuje stół, odstawia na-
czynia do zlewu, odkłada nieszczęsną kopertę na komo-
dę, uruchamia ekspres.
- Siadaj - zachęcił. - I porozmawiajmy jeszcze.
Po chwili dzbanek z kawą stał na stole. Obok niego
James położył ocalony z galimatiasu po śniadaniu apa-
racik odsłuchowy.
- Chloe ciągle śpi? - zdziwił się.
- Dobre dziecko... - uśmiechnęła się smutno Mattie.
A więc logika, zamiast emocji. Być może James ma
rację. Ludzie nie panują nad sobą, najpierw działają, do-
piero potem myślą. Z fatalnymi skutkami.
Patrzyła, jak mąż mocuje się ze sobą. Zacisnął zęby,
zaciskał też palce na kubku z kawą.
- Mattie... - zaczął. - Kiedy wyskoczyłaś wtedy z tą
ciążą i rozwodem, we mnie jakby piorun strzelił. Nie
mogłem się pozbierać. Pomyślałem, że najlepiej będzie,
jeśli prześpimy się z tą nowością i spokojnie pogadamy o
tym rano. Ale ty od razu zniknęłaś z domu.
Zadrżała. Wolałaby już nie wracać do tamtych zda-
rzeń. Roztrząsała ich sens tak długo, całe sześć miesięcy.
Teraz wbiła oczy w stół.
- Co, nic nie mówisz? Chciałbym dotrzeć do tego, co
wtedy działo się naprawdę w twojej głowie, pomóż mi
więc. Jeśli nasza córka pośpi jeszcze z dziesięć minut,
może uda nam się wyjaśnić najważniejsze rzeczy.
148
S
R
Z aparaciku na stole wydobywało się cały czas jedynie
cichutkie posapywanie. Mattie życzyła już sobie nieomal
płaczu głodnego dziecka, bo wtedy nie musieliby brnąć
dalej w tę jątrzącą wiwisekcję.
James odczekał chwilę i znów zaczął:
- Od początku wiedziałem, że tu jesteś, już ci mó-
wiłem. Po twoim kategorycznym odejściu bałem ci się
jednak narzucać. Zwłaszcza że nie odpowiadałaś na listy,
które ci słałem przez ojca. I dopiero kiedy dowiedziałem
się o narodzeniu naszej córki, uznałem, że nie będę dłu-
żej zwlekał. Zjawiłem się.
- Rozumiem - skinęła głową. - Ale co ja mogę je-
szcze powiedzieć? Przedstawiałam ci już swoje racje.
- Racje? - James obrócił się nieco na krześle i założył
nogę na nogę. - No dobrze, nie myśl, że nie próbowałem
wejść w twoje racje. Przychodziły mi do głowy różne
wersje, na przykład taka, że chciałaś mieć ze mną dziec-
ko, bez względu na to, czy mi się to podoba, czy nie. I
kiedy zaszłaś w ciążę, ja sam przestałem ci być potrzeb-
ny.
Powiedziawszy to, badał ją wzrokiem. Nic nie wyba-
dał, zaczął więc mówić dalej.
- Inny domysł: istnieje coś między tobą i moją byłą
narzeczoną. Być może masz kompleks na jej tle? Wła-
ściwie bez przerwy nawiązujesz do Fiony.
Mattie poczuła się, jakby ją coś dzgnęło. Jak on śmie
tak teoretyzować! Przecież tu fakty mówią same za sie-
bie! Nachyliła się przez stół.
149
S
R
- To nie ja do niej nawiązuję, to raczej ty jesteś z nią
związany! Może zaprzeczysz? Wybrałeś pannę Cam-
pbell-Blair, bo obiecała nie zawracać ci głowy potom-
stwem, bo poza tym kochacie się przecież, a ja, co ja
znaczę, co w ogóle kiedykolwiek dla ciebie znaczyłam?!
- Zachłysnęła się. Poczuła, że zaraz się rozpłacze. - Sta-
łam jak idiotka pod twoim domem, a ta ślicznotka na-
igrawała się ze mnie, tryumfowała, odsyłała mnie do
twoich adwokatów!
- Mattie, przestań! - poderwał się James. - Pleciesz
bez sensu! Kiedy wyście rozmawiały? Ja o tym nic nie
wiem...
Głos jego złagodniał w ostatnim zdaniu, lecz nie uła-
godziło to Mattie. Skoro już zaczęła, musiała wyrzucić z
siebie cały żal.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - wołała. - Wszystko za-
częło się na tym spędzie dobroczynnym. Tam flirtowałeś
z Fioną, a ona mi wcześniej zdążyła powiedzieć, że wró-
ci do ciebie... I rzeczywiście wróciła. No i rozmawiałam
z nią właśnie na Belgravii...
- Czekaj, czekaj - przerwał jej. - Zdaje się, że coś za-
czynam kojarzyć. Wtedy na tym balu... Więc ty myślisz,
że ja z nią flirtowałem? Ależ wręcz przeciwnie, to ona
próbowała flirtować ze mną, jeśli musisz wiedzieć, jed-
nak wyśmiałem ją, oświadczyłem, że miejsce przy mnie
jest zajęte, i to przez kogoś bardzo miłego, przez moją
żonę. - Uśmiechnął się do Mattie. - Bo tak przecież było,
prawda?
150
S
R
Patrzyła na jego usta, gdy mówił i pytał, i nie wie-
działa, czy może dać wiarę jego słowom.
- Mattie - podjął James. - Zafundowałaś mi sześć
najgorszych miesięcy w moim życiu, a wszystko to zdaje
się przez nadmiar wyobrazni, brak zaufania do mnie, a
zamiast tego poleganie na bredniach tej panny Cam-
pbell-Blair... Której zresztą nigdy nie kochałem, wbrew
temu, co ci się zdaje i co myśli sama Fiona.
- Jak to! - wyrwało się Mattie. - Nie kochałeś swej
narzeczonej?
- Nie dała mi szansy, tak bym powiedział. - James w
zakłopotaniu przeczesał ręką włosy. - Hm... Ja się w
ogóle nie zakochuję łatwo. A z Fioną było tak, że wy-
dawała mi się dobrą kandydatką na żonę aż do pewnego
party, kiedy wypiła za dużo i przestała się kontrolować...
Chociaż: czy była w ogóle dobrą kandydatką? - zaczął
głośno myśleć. - Nieraz mnie denerwowała jej pustota...
No, ale należała do tych niewielu kobiet, którym nie ma-
rzą się dzieci. - Westchnął i spojrzał w okno. - W każ-
dym razie sporo wypiła i dość głośno opowiadała jednej
z przyjaciółek, jakiego to frajera udało jej się złowić i jak
ona go oskubie. Dosłownie:  frajera" i  oskubie"! - Ja-
mes potrząsał głową. - Jeszcze tego samego dnia ze-
rwałem z nią. To ja z nią zerwałem, nie ona ze mną,
wbrew temu, co opowiedziała potem pewnej gazecie i w
ogóle powtarzała dookoła... Wierzysz mi, Mattie?
Chciałaby mu wierzyć, naprawdę. Czuła, że jednak
musi jeszcze o parę rzeczy zapytać.
151
S
R
- Jimmie, ale powiedz mi, co ona robiła u nas w domu
w tamtą niedzielę... No wiesz. Zjawiłam się, żeby z tobą
porozmawiać, a drzwi otworzyła mi ona. I opowiadała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Diana Palmer Long Tall Texans 17 The Princess Bride
     : Diana Castilleja [Aiza Clan 03] Unbound Trust (pdf)(1)
     : Diana Morgan Blondynki wolą dĹźentelmenĂłw
     : Diana Palmer Magnolia
     : Diana_Palmer Sercowe_kłopoty
     : Laurell K. Hamilton MD 03 Seduced By Moonlight
     : Gwiazdkowy prezent
     : James Axler Deathlands 00 Encounter
     : Friesner, Esther Chicks 05 Turn the Other Chick
     : Alex Beecroft False Colors (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coolinarny.opx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT