Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żadnej wagi...
- Nie prosiła mnie o pieniądze - przerwał. - Przynajmniej nie
wprost. Naturalnie podkreśliła, jak ciężko ci będzie, gdy przyjdzie
dziecko i że sama chętnie by pomogła, gdyby nie to, że też boryka się
aktualnie z kłopotami finansowymi. Poinformowała mnie również o
wielkości długu, który zmuszona była zaciągnąć z powodu wesela.
- Och, nie! - westchnęła Leonie i przygryzła usta, patrząc na
niego z bezradnym zakłopotaniem. - Tak mi przykro...
- A niby to dlaczego? - spytał chłodno. - Czuję się winny, że
musiała zaciągnąć długi. Już dawno powinienem się tym
zainteresować, ale sądziłem, że Malcolm dopilnował, aby koszty
wesela nie obciążały twojej matki. Jest wdową o skromnych
dochodach i na pewno nie jest jej łatwo. Zajmę się tym natychmiast.
%7łałuję, iż nie pomyślałem o tym wcześniej, ale... - przerwał na
chwilę i z zaciętością przygryzł usta - po prostu miałem na głowie
inne sprawy. Leonie wyczuła napięcie w jego głosie i przyjrzała
mu się uważniej. Wiedziała, o czym myślał. Zmierć Malcolma była
tragedią nie tylko dla niej. Często zastanawiała się, co przeżywa jego
matka i bolała nad tym, że ze względu na niechęć pani Kent do jej
osoby nie jest w stanie ofiarować jej pocieszenia.
- Jak się ma twoja mama? - zapytała delikatnie i Giles westchnął.
W jego oczach zamigotała troska. - Od miesięcy jest w głębokiej
depresji.
- Tak mi przykro - szepnęła. Skinął głową.
- Sądząc po tym, jak wyglądasz, ty też jesteś w nie najlepszym
stanie.
Nie odpowiedziała, więc kontynuował:
- Wciąż nie potrafi pogodzić się ze śmiercią Malcolma. Był jej
ukochanym synem. Przypuszczam, że matki zawsze mają słabość do
swoich najmłodszych, a Malcolm był przecież taki uroczy. Uderzyło
to w nią bardzo mocno. Nie chce jednak zgodzić się na pomoc
lekarza, ani nawet porozmawiać o swoich uczuciach z najbliższymi.
47
SR
A przecież mogłoby to trochę pomóc. Nie powinna zamykać
wszystkiego w sobie, to tylko pogarsza sprawę. Niepokoję się o nią
coraz bardziej.
- Nietrudno zrozumieć, czemu twoja matka nie chce widzieć się
z lekarzem, ani dzielić z nikim swojego bólu - pomyślała na głos
Leonie. - Pani Kent jest bardzo dumną kobietą. Nie zniosłaby myśli o
powierzaniu swych najgłębszych uczuć komukolwiek, a już
szczególnie obcemu, lekarzowi. Poddać się terapii... Zapewne uważa,
że byłoby to haniebne i obawia się kpin ze strony znajomych.
- Ty i moja matka macie ze sobą dużo więcej wspólnego, niż
obie zdajecie sobie sprawę - powiedział Giles przypatrując jej się zza
zmrużonych powiek.
Zaczerwieniła się. Nie zdążyła jednak przemyśleć głębiej tej
zaskakującej uwagi, gdyż on mówił dalej:
- Robiłem wszystko, co tylko w mojej mocy, by jakoś do niej
dotrzeć, pomóc jej. Na próżno. Gdy dziś rano zadzwoniła twoja
matka i powiedziała, że jesteś w ciąży, od razu zrozumiałem, jakie to
ma ogromne znaczenie. Właśnie to wyciągnie moją matkę z depresji.
Boże, to dziecko jest chyba darem nieba! Ono przywróci jej chęć
życia! To tak, jakby wrócił do nas Malcolm! - przerwał na chwilę,
popatrzył na nią tryumfalnym wzrokiem i po chwili dodał
uroczyście:
- Leonie, od dziś możesz przestać się dręczyć i zastanawiać, jak
sobie sama poradzisz. O tak, od dziś wszystko możesz pozostawić
nam!
48
SR
ROZDZIAA CZWARTY
Było to dokładnie to, czego Leonie obawiała się najbardziej.
- Nie! - krzyknęła, usiłując opanować rozpierający ją gniew. -
Nie obchodzi mnie, co ci powiedziała moja matka! Nie mówiła w
moim imieniu! Może i mam problemy, ale to moja sprawa! Sama
będę sobie radziła! To jest moje dziecko i ja je zatrzymuję! Mogę się
nim zaopiekować bez pomocy matki, mojej, twojej, czyjejkolwiek!
Nie oddam go nikomu! Nigdy!
Oczy Gilesa zwęziły się jeszcze bardziej i przybrały nieugięty
wyraz.
Porażona grozbą tego wzroku, Leonie zapragnęła natychmiast
zniknąć z pola jego widzenia. Gdziekolwiek, byle dalej od niego.
Próbowała się poderwać - ciężkim, niezdarnym - ruchem
ciężarnej kobiety.
- Uważaj! - krzyknął ostro Giles i po sekundzie był przy niej,
otaczając ją ramieniem i przytrzymując. - Nie wolno ci robić takich
gwałtownych ruchów. Musisz na siebie uważać, choćby przez wzgląd
na dziecko.
- Nic mi nie jest, dziękuję - wymamrotała i zamilkła,
stremowana jego nagłą bliskością.
Silne, męskie dłonie ogarnęły jej plecy i poczuła, jak każdy palec
tych dłoni odciska się na jej drżącym ciele. Znów to paraliżujące
ciepło jego skóry, twardość ukrytych pod nią mięśni,
obezwładniająca moc opiekuńczych ramion...
Minęło tak wiele czasu, od kiedy po raz ostatni znajdowała się w
ramionach mężczyzny. Jakże nęcąca była bliskość drugiego
człowieka. Dawała pocieszenie i komfort, za którymi tak tęskniła
podczas długich, ciemnych nocy, gdy leżała sama ze zbolałym
sercem. Dzielnie stawiała czoło osamotnieniu, lecz było to bardzo
trudne. Pragnienie bliskości drugiej osoby leży przecież w naturze
ludzkiej.
Nie wolno jednak ulec temu pragnieniu. Nie można pozwolić, by
49
SR
tak ją trzymał i przesuwał tą parzącą dłonią po jej plecach. Mogłaby
w tym zakosztować, mogłaby zacząć za tym tęsknić. Za nim. Tym
bardziej, że nie zdarza się to pierwszy raz, kiedy tak się czuje akurat
w jego obecności. Niepokoiło ją wspomnienie spotkania w Ravennie.
To wtedy wypłakała się przecież na jego ramieniu i teraz też z
ledwością powstrzymywała łzy.
Nie było to rozsądne. Może on i sprawia wrażenie szlachetnego i
łagodnego, ale nie wolno jej zapomnieć zimnej wrogości, jaką jej
okazywał przed śmiercią Malcolma. Stał się milszy tylko dlatego, iż
nie stanowiła już zagrożenia dla ich rodziny. Giles Kent był
człowiekiem, którego życiem rządził rozsądek. Na zimno decydował,
w jaki sposób postępować ze wszystkimi wokół siebie. Powody,
które się przy tym liczyły, nie miały nic wspólnego z uczuciami. Jeśli
kiedykolwiek doświadczał jakichś emocji, nigdy tego po sobie nie
pokazywał i nigdy nie pozwoliłby, aby rządziły jego życiem. Głupotą
było zapominać o tym. Szczególnie teraz.
- Według mnie nie wyglądasz, jak ktoś, komu nic nie jest -
usłyszała oschły głos. Przysunął usta tak blisko jej włosów, że gdy
mówił, poruszał je delikatnie ciepłem swojego oddechu. - Możesz nie
chcieć naszej pomocy, Leonie, ale oczywistym jest, że jej potrzebu-
jesz.
Ach tak, Leonie ma coś, czego on chce. W swoim łonie nosi dziecko
jego brata. Dziecko, które według Gilesa miało uczynić jego matkę
znów szczęśliwą. Tego chciał Giles Kent. Malcolm często mówił z
mieszaniną szacunku i ledwie wyczuwalnej zawiści, że Giles był
nieugięty w zdobywaniu tego, czego w danym momencie pragnął.
Miał żelazną wolę i wytrwale dążył do obranego celu. To właśnie
czyniło go tak dobrym w prowadzeniu rodzinnego biznesu -
powtarzał zawsze Malcolm, krzywiąc się przy tym lekko, jakby
żałował, iż nie jest ulepiony z tej samej gliny.
Nie, Giles nie był człowiekiem z gliny, ale z materii dużo bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : DIREITO DO TRABALHO I Leo Huberman Historia da Riqueza do Homem
     : Tim Green The Fourth Perimeter (com v4.0)
     : Green, Sharon Chains 1 Closed in Chains
     : Najder_ZdzisćąĂ˘Â€Âšaw_ _Z_Polski_do_Polski_poprzez_PRL
     : Ari Thatcher Maui Rekindled (pdf)
     : And Chaos Died Joanna Russ
     : Leiber, Fritz FGM 2 Swords Against Death
     : Amber Carlton [Menage Amour 105] A Pirate's Life for Three (Siren) (pdf)
     : James Axler Deathlands 051 Rat King
     : Kraszewski JI 6 Królewscy synowie t.4
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tomjaks.xlx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT