[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własny brak spostrzegawczości. Włosy były przefarbowane, a broda zasłaniała połowę twarzy. Ale oczy... Max nie mógł zapomnieć tych oczu. Mę\czyzną, który stal przy krawę\niku i patrzył na niego, nie z podziwem, lecz ze zle hamowaną wściekłością, był Caufield. Gdy nadszedł czas, by odebrać Lilę z pracy, Max był ju\ opanowany. Postanowił o niczym jej nie wspominać. Ta decyzja wydawała mu się logiczna. Im mniej wiedziała, tym mniej była zaanga\owana w całą sprawę. A im mniej była zaanga\owana, tym mniejsza była szansa, \e stanie się jej coś złego. Lilah była zbyt impulsywna. Gdyby jej powiedział, \e widział w mieście Caufielda, to na pewno próbowałaby sama go odnalezć. A gdyby go znalazła... Na tę myśl krew w \yłach Maksa zmieniała się w lód. Nikt lepiej od niego nie wiedział, jak bezlitosną osobą był Caufield. Patrzył na Lilę, która szła w jego stronę przez trawnik przed centrum informacyjnym, i myślał, \e zrobiłby wszystko, nawet zaryzykował własne \ycie, byle tylko zapewnić jej bezpieczeństwo. - No, no, co my tu mamy? - Uśmiechnęła się, postukując palcem w zderzak. - Mój stary grat nie był dla ciebie dość dobry, więc po\yczyłeś ukochane dziecko mojej siostry? - Co? - zapytał Max nieprzytomnie. Od chwili gdy zobaczył Caufielda, zapomniał o wszystkim innym włącznie z samochodem. Lilah pocałowała go i zdziwiła się brakiem reakcji z jego strony. Max tylko poklepał ją po ramieniu. - Prawdę mówiąc, chyba kupię ten samochód od C. C. Ona potrzebuje teraz czegoś większego dla rodziny. - A więc ty chcesz sobie kupić nową zabawkę. - Wiem, \e on nie jest w moim stylu... - speszył się Max. - Nie miałam tego na myśli. - Lilah ściągnęła brwi i przyjrzała mu się uwa\nie. Max wyraznie był czymś zaabsorbowany. - Przeciwnie, chciałam powiedzieć, \e to dobry pomysł. Cieszę się, \e zaczynasz się rozluzniać. Wskoczyła do środka i wyciągnęła się wygodnie na fotelu. - Mo\e się gdzieś przejedziemy? Na przykład wzdłu\ wybrze\a. - Jestem trochę zmęczony - mruknął Max. Nie znosił kłamstw, ale chciał jak najszybciej porozmawiać z Trentem i Sloanem oraz skontaktować się z policją. - Mo\e odło\ymy to na kiedy indziej? - Jak chcesz - wzruszyła ramionami Lilah, nieco ura\ona. Max otoczył się tarczą chłodnej uprzejmości i wyraznie starał się zachować dystans. Próbując odnalezć choć ślad wcześniejszej bliskości, poło\yła rękę na jego dłoni. - Jeśli masz ochotę na drzemkę, to ja zawsze jestem za. Twój pokój czy mój? Dłoń Maksa zesztywniała, a palce nie splotły się z jej palcami. Odkąd wsiadła do samochodu, nawet na nią nie spojrzał. - Chyba nie... to chyba nie jest najlepszy pomysł - mruknął. - Rozumiem - powiedziała Lilah cicho, cofając rękę. - W tych okolicznościach chyba masz rację. - Lilah... - Tak? Nie, zdecydował Max. Musiał to przeprowadzić po swojemu. - Nic - odrzekł i zapalił silnik. W drodze do domu nie rozmawiali. Max powtarzał sobie, \e kłamstwo było jedynym rozsądnym wyjściem. Czuł, \e Lilah jest rozczarowana, ale obiecał sobie, \e pózniej jej to wynagrodzi. Najpierw jednak musiał załatwić kilka spraw. Skoro obydwaj, Hawkins i Caufield, byli na wyspie i wystarczało im odwagi, by spacerować po miasteczku, czy mogło to oznaczać, \e znalezli jakieś wa\ne informacje w papierach? A mo\e wcią\ szukali śladu? W ka\dym razie teraz ju\ wiedzieli, \e on nie zginął. Czy wiedzieli równie\ o jego przyjazni z Calhounami? W takim razie jego związek z Lilą mógłby narazić dziewczynę na niebezpieczeństwo. A na takie ryzyko nie mógł się zgodzić. - Mo\liwe, \e będę musiał wrócić do Nowego Jorku wcześniej, ni\ przypuszczałem - powiedział, skręcając w boczną drogę prowadzącą do Towers. Lilah zacisnęła usta. - Naprawdę? - zapytała po chwili. Max spojrzał na nią przez ramię i odchrząknął. - Tak... wa\ne sprawy. Mógłbym stamtąd nadal prowadzić poszukiwania. - To bardzo milo, \e tak mówisz, profesorze. Rozumiem, \e nie lubisz porzucać pracy w połowie. W Nowym Jorku nic by cię nie rozpraszało. Max zaabsorbowany był myślami o tym, co musi zrobić w pierwszej kolejności, tote\ tylko mruknął niewyraznie coś, co mo\na było uznać za potwierdzenie. Zanim zatrzymał samochód przed domem, uraza Lili zdą\yła zmienić się w gniew.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|