[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powstał ze swego miejsca i nie zważając na to, iż jest w jednym bucie, jął się przecha- dzać tam i na powrót. Nie zauważył też zapewne chwili, w której puściły wszystkie szwy koszuli, która zwisła wokół bioder, przyciśnięta paskiem, niby egzotyczna spódniczka. Widzi pan tłumaczył mi dalej, ukazując podczas przechadzki raz gołe plecy, to znów nagi tors uległem psychozie, nic więcej. W ostatnich latach tak wiele mówi się o Kosmosie i tak wiele szuka się tam rozwiązań, że i ja mimo woli uległem tej modzie nauko- wej. Ale kiedy znalazłem się sam poza Ziemią, pojąłem, iż oni by się na to nie puścili. Nie, stara, doświadczona cywilizacja nie ryzykowałaby takiej awantury, nie mogli opuścić własne- go środowiska, warunków w których wyrośli. No więc zostali! krzyknąłem. I jednak wyginęli! Jest pan w błędzie odparł. Wprawdzie zostali, ale... Chce pan powiedzieć, że żyją? %7łyją! %7łyją i działają, o! kopnął bosą stopą porzucony rękaw. Czuwają i nie pozwolą się odkryć, dopóki nie przyjdzie ich chwila. Ale ja jestem już blisko, piekielnie blisko zaśmiał się nerwowo i pan wie tyle niemal co i ja, a oni są gdzieś tuż, tuż, wciąż czuję tę nieuchwytną obecność, nawet w tym pokoju nas osaczają... I znów, panowie, ciarki przebiegły mi po plecach. Pan też już przepadł mówił do mnie Hamilton Teraz jest pan dla nich równie grozny jak ja... Ach, gdybym miał jeszcze miesiąc, tydzień chociaż... S p o d n i e Ale profesor, panowie, nie miał już nawet godziny na prowadzenie osobliwego śle- dztwa. Usłyszeliśmy donośny gwar pod oknami, zmieszane okrzyki tłumu i pojedyncze wrza- ski wyrywające się ponad ogólny tumult. Słyszy pan? zapytałem profesora, który stał za krzesłem ściskając oburącz oparcie z taką siłą, że pobielały mu palce. Jakiś wypadek, wyjrzę co się stało... Nie powiedział z wysiłkiem. Niech pan zostanie. Obawiam się, że to o mnie chodzi. Nie chcę pana więcej narażać. Wyjdę im naprzeciw. Ależ nie w tym stroju! zawołałem. No tak zawahał się. Chociaż już nic mi nie zaszkodzi. .. Może mógłby mi pan dać jakiś koc, w który się owinę? Dam panu ubranie! Nie, nie, to bezcelowe upierał się. A ponadto powiedziałem nie widzę powodu, dla którego miałby pan teraz wychodzić. Przenocuje pan u mnie i rano... Rano? O nie, skoro już tu przyszli, sprawy zaszły widać daleko, zniszczą panu ogród, gotowi spalić dom... Wezwę policję! Za pózno... Rozległ się tupot nóg, głosy zbliżyły się, poznaliśmy, panowie, iż tłum sforsował ogro- dzenie i oblega dom. Jakoż nie minęło kilka sekund jak zabrzmiało głuche dudnienie pięści walących w drzwi wejściowe. Rzuciłem się do telefonu, panowie, ale wówczas mój wzrok padł na magnetofon. Niewiele myśląc porwałem krążek z nagraną taśmą i wrzuciłem go do blaszanego pudła. Mocowałem się z zapięciami, panowie, kiedy kamień rzucony z ulicy rozbił okno. Przez kilka sekund dzwięczały odłamki sypiącego się szkła. Profesor na pół goły cofnął się w głąb pokoju. WYAAZI! wołali za oknem. ZARAZ WYAAZI! DAWA T STAR ZWINI! Z najwyższym pośpiechem dopadłem kasy pancernej, wrzuciłem tam pudło i zatrzasną- łem ciężkie drzwi. Teraz podbiegłem do telefonu zdecydowany alarmować policję, wojsko, straż pożarną i władze miejskie, ale nie było to potrzebne, panowie, bowiem na ulicy zajęcza- ła przerazliwie syrena, a po chwili, w grobowej ciszy jaka ogarnęła tłum, zastukały twarde obcasy policjantów. Sądziłem, iż zaraz rozlegnie się dzwonek, ale zamiast tego zachrobotał klucz w zamku. Czekaliśmy z profesorem w gabinecie, on blady i zrezygnowany, ja rozma- zując krople potu na twarzy i szykując się do wygłoszenia ostrego protestu. Do przedpokoju weszło kilka osób. TAM JEST! ZA TYMI DRZWIAMI mówiła do kogoś panna Leveux. Na te słowa, profesor Hamilton szarpnął za klamką i w całej okazałości wkroczył do przedpokoju. Szedł lekko kulejąc, w jednym bucie, zaś wokół gołych nóg owijały się długie pasma materiału, które jeszcze przed chwilą były spodniami. Pomiędzy dwoma policjantami z paskami pod brodą, stała panna Leveux. Ręce przyci- snęła do piersi, oczy wlepione w nagie kolana Hamiltona omal nie wyszły jej z orbit. Fala wypieków ogarniała policzki, zaś ze zduszonego gardła wydzierał się jakiś nieludzki skrzek. M o j e b u t y Rzuciłem się naprzód, panowie, pragnąc postawić na szalę cały swój autorytet, cóż... potknąłem się w niepojęty sposób i z całym rozpędem uderzyłem głową w brzuch policjanta. Upadliśmy na ziemię. Oba moje buty były pozbawione podeszew. Precyzyjnie i dokładnie oddzielone leżały opodal. Zostałem aresztowany, panowie, pod zarzutem napaści na policjanta pełniącego służbę. Sprawa Hamiltona wyglądała poważniej. Zarzucono mu obrazę moralności przez niedozwolo- ne i gorszące, wielokrotne obnażanie się w miejscach publicznych. Głównym świadkiem oskarżenia była panna Leveux, ale oczywiście nie brakło i innych osób, które przy różnych okazjach widziały profesora jak przemyka się ulicami w mocno niekompletnym stroju, i które gotowe były świadczyć przeciw niemu w przekonaniu, iż wymaga tego obywatelski obowią- zek. Ja jeden znałem tajemnicę profesora. W dniu jego procesu, panowie, chciałem przedsta- wić sądowi taśmę z nagraniem naszej rozmowy. Ale w blaszanym pudle znalazłem jedynie plastikową szpulkę i garść strzępków, których niepodobna było skleić. Hamiltona skazano na niezbyt długie więzienie, ale nigdy więcej o nim nie słyszałem. Niestety zdołał zarazić mnie swoją ideą. Próbowałem rozmawiać z uczonymi, znalezć posłuch dla tez Hamiltona. W końcu tylko tym żyłem, panowie. Straciłem praktykę, popadłem w rozstrój nerwowy, dręczyły mnie przywidzenia i na koniec... * * * Daj spokój, stary powiedział Jolson i podniósł szklankę. Do dziś nie wiem kim oni są! mówiłem coraz głośniej, czując jak ogarnia mnie nerwowe drżenie. To oni zrobili ze mnie to czym jestem i o n i wykończyli Hamiltona! krzyczałem. Złapałem łyżeczkę i z całej siły rzuciłem nią o podłogę. Wówczas wszedł pielęgniarz i schwytał mnie za przeguby obu rąk. Spokojnie powiedział. Niech pan spróbuje się opanować, bo znowu dostanie pan ataku. Nikt mi nic wierzy... dyszałem mu prosto w twarz. Teraz choćbym ich odkrył, nikt mi nie uwierzy... Rumiany jegomość, którego przyprowadził Jolson, stanął za pielęgniarzem i zaczął go walić pięścią w ramię. Protestuję uroczyście mówił przeciw użyciu siły...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|