[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co chwila. Gdy po dziesięciu minutach Stahr dał sygnał, panna Doolan wezwała ich natychmiast; jednocześnie Stahr wyszedł ze swego gabinetu trzymając aktora pod ramię. Rodriquez był w takim napięciu, że gdy Wylie White spytał go o zdrowie, otworzył usta i od razu zaczął swoją opowieść: - Och, okropnie się czuję... - lecz Stahr przerwał mu ostro. - Nieprawda, nic podobnego. A teraz idz i zagraj tę rolę tak, jak ci powiedziałem. - Dziękuję, Monroe. Jane Maloney milcząc odprowadziła go wzrokiem. - Skarżył się, że muchy na nim siadają? - spytała; tak mówiono o aktorze, gdy koniecznie chciał zwrócić na siebie uwagę. - Przepraszam bardzo, że kazałem wam czekać - powiedział Stahr. - Proszę, wejdzcie. Było już południe, żadna konferencja nie miała prawa zabrać więcej niż godzinę. Nie mniej - i nikt nie mógł jej przerwać prócz reżysera, który wstrzymał zdjęcia na hali - i rzadko więcej, ponieważ przedsiębiorstwo musiało co osiem dni zakończyć produkcję filmu, i to tak złożoną i kosztowną, jak produkcja Cudu Reinhardta. Niekiedy, lecz już nie tak często jak przed pięciu laty, Stahr potrafił pracować przez całą noc nad jednym filmem. Lecz po takim zrywie zle się czuł przez parę dni. Gdy mógł przerzucić się od jednego problemu do drugiego, sam fakt zmiany przywracał mu siły. Stąd jego psychiczny chronometr raz na zawsze nastawiony był tylko na jedną godzinę - ten sam mechanizm u innych ludzi sprawia, że potrafią obudzić się o dowolnej porze. Broaca wyglądał na inżyniera - duży, opanowany, spokojny, lecz stanowczy, powszechnie lubiany. Był ignorantem i Stahr często łapał go na powtarzaniu ogranych chwytów - scena z młodą bogatą dziewczyną pojawiała się w każdym jego filmie i miała ten sam układ, tę samą treść. Do pokoju wpada parę wielkich psów i skacze dokoła dziewczyny. Następnie dziewczyna idzie do stajni i klepie konia po zadzie. Być może nie należało tego tłumaczyć Freudem: prawdopodobnie Broaca w jakimś bezbarwnym okresie swojej młodości ujrzał przez parkan piękną dziewczynę wśród psów i koni i obraz ten wyrył się w jego świadomości jako symbol szczęścia i luksusu. Reinmund, młody przystojny karierowicz, posiadał niezłe wykształcenie i kiedyś nawet miał zasady, ale szczególna pozycja, jaką zajmował, dzień po dniu zmuszała go do lawirowania i w końcu zepchnęła na krętą ścieżkę. Zrobił się z niego łajdak - jak to z ludzmi bywa - i mając lat trzydzieści był kompletnie pozbawiony tych wszystkich cnót, które nasza inteligencja, zarówno amerykańska jak i żydowska, nauczyła się podziwiać i szanować. Lecz filmy robił w terminie i manifestując niemal homoseksualne oczarowanie osobą Stahra umiał uśpić jego czujność. Stahr lubił go, uważał za świetnego pracownika i człowieka bardzo wszechstronnego. Wylie White w każdym innym kraju dałby się poznać jako intelektualista, oczywiście drugiej klasy. Był uprzejmy i pełen swady, prosty i jednocześnie bystry, trochę nieprzytomny, trochę ponury. Uczucie zawiści wobec Stahra zdradzał tylko spojrzeniem, gdy się zapomniał, poza tym miał dla niego wiele podziwu, a nawet uwielbienia. - Za dwa tygodnie od tej soboty zaczynamy produkcję - rzekł Stahr. - Sądzę, że w zasadzie niczego nie można temu scenariuszowi zarzucić, bardzo zyskał na poprawkach. Reinmund i scenarzyści pogratulowali sobie spojrzeniami. - Z wyjątkiem jednej rzeczy - dodał Stahr z namysłem. - Nie widzę powodu, dlaczego w ogóle mielibyśmy to kręcić i postanowiłem zrezygnować z produkcji. Nastąpiła chwila ciszy, pełnej zaskoczenia, a potem szmer zdumienia, pytań i stłumionych protestów. - To nie wasza wina - ciągnął dalej Stahr. - Myślałem, że w tym coś jest, ale nie ma, to wszystko. - Zawahał się, patrząc z żalem na Reinmunda. - Wielka szkoda. Bo to była dobra sztuka. Zapłaciliśmy za nią pięćdziesiąt tysięcy. - O co chodzi, Monroe? - spytał Broaca tępo. - Wiesz, chyba nawet nie warto się nad tym zastanawiać. Reinmund i Wylie White jednocześnie pomyśleli, jak to się odbije na ich karierze zawodowej. Reinmund miał na swoim koncie już dwa filmy w tym roku, lecz Wylie White po powrocie do wytwórni musiał wykazać się sukcesem. Jane Maloney świdrowała Stahra małymi, głęboko zapadniętymi oczami. - Czy nie mógłbyś dać nam jakichś wskazówek? - spytał Reinmund. - Ostatecznie jest to dla nas duży cios, Monroe. - Nie obsadzałbym w tej roli Margaret Sullivan - odpowiedział Stahr. - Ani Colmana, Nawet bym nie radził im grać w tym... - Mówiąc jasno, Monroe - przerwał Wylie White - co ci się nie podoba? Sceny? Dialog? Humor? Konstrukcja? Stahr wziął z biurka scenopis i upuścił go z powrotem, jak rzecz zbyt ciężką dla jego ręki. - Nie podobają mi się ci ludzie - odpowiedział. - Nie chciałbym ich spotkać, a gdybym wiedział, dokąd idą, na pewno poszedłbym w drugą stronę. Reinmund uśmiechnął się, lecz w oczach miał niepokój. - No cóż, to mocny argument. Myślałem, że postacie są raczej interesujące. - Ja tak samo - powiedział Broaca. - Wydawało mi się, że Em jest bardzo sympatyczna. - Doprawdy? - spytał ostro Stahr. - A mnie trudno uwierzyć, że to żywa osoba.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|