[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed całunem. Jest to ten sam rodzaj wzruszenia, które opisywało wielu templariuszy podczas procesu. Jezuita widział bowiem wcześniej pięknie wykonaną, identyczną kopię całunu, którą nakazał sporządzić właściciel, książę Sabaudii Emanuel Filibert, oryginał był jednak czymś całkowicie innym: wizerunek na Całunie Turyńskim robił wrażenie, że jest to żywy i cierpiący człowiek, który wydaje ostatnie tchnienie. Templariusze oddawali cześć całunowi w taki sam sposób, w jaki czcił go święty Karol Boromeusz mniej więcej trzy wieki pózniej, a przynajmniej dokonywali tego ci z nich, którzy dostąpili przywileju, aby kontemplować autentyczną relikwię, a nie jedną z wielu kopii znajdujących się w komandorstwach zakonu. Według Adorno święty Karol z kilkoma innymi osobami ucałowali także ranę boku, oprócz ran widocznych na stopach, i z tonu rozżalenia, który wyczuwa się w jego słowach, można wnioskować, że ten wielki przywilej go nie spotkał. Na razie nie wiemy, czy templariusze mieli zwyczaj całowania także boku; brat, który pozostawił nam świadectwo tego kultu, znajdował się nisko w hierarchii zakonnej, wszystko więc skłania mnie do tego, aby przypuszczać, że przywilej całowania boku - jeśli takowy istniał - mógł być zarezerwowany wyłącznie dla wyższych dostojników zakonnych. Przebity bok Chrystusa, z którego - według Ewangelii świętego Jana - wypłynęły krew i woda, od najdawniejszych czasów budził wzruszenie u wielu chrześcijan. Byli oni przekonani o jego olbrzymiej wartości i o tym, że był w pewien sposób znakiem boskości Jezusa. Według niektórych znawców Pisma Zwiętego sam ewangelista już w swym opowiadaniu o tym zdarzeniu uwydatnia jego znaczącą teologiczną wagę, bowiem w jego kulturze woda jest symbolem Ducha Zwiętego. Według tradycji chrześcijańskiej z tej to właśnie rany narodził się Kościół, tak jak rodzi się dziecko jako owoc bólu i miłości matki. Większość braci była niewykształcona, ale pośród dygnitarzy zakonnych znajdowały się z pewnością osoby bardzo wykształcone. Jako przykład możemy podać poetę Ricauta Bonomela, który napisał bardzo popularny wiersz liryczny poświęcony klęsce chrześcijan w Ziemi Zwiętej, albo kapelana Piotra z Bolonii, który był bardzo zdolnym prawnikiem i starał się bronić swój zakon w czasie procesu. Tak czy inaczej nie trzeba było wielkiego intelektualisty, aby pojąć, że ta rana przebitego boku była zródłem Eucharystii sprawowanej przez księdza na ołtarzu właśnie poprzez zmieszanie wina i wody, na pamiątkę tego fragmentu Ewangelii. Wiele było powodów - wyjaśnię je obszernie w dalszej części książki - dla których templariusze byli pod głębokim wrażeniem tej rany w boku. W ich oczach miała ona nieocenioną wartość. Być może uważali ją za zbyt świętą, aby każdy mógł ważyć się ją dotknąć, a już z pewnością nie templariusz nisko stojący w hierarchii, jakim był człowiek, który zostawił świadectwo na ten temat podczas śledztwa w Carcassonne. Wiadomość, że templariusze oddają cześć wizerunkowi mężczyzny na kawałku tkaniny, najwyrazniej stała się głośna i ostatecznie wzbudziła ciekawość zwykłych ludzi, być może o wiele większą, niż moglibyśmy wnioskować na podstawie zródeł. De facto nowina ta została zanotowana w Kronice SaintDenis, wielkiej księdze zapisków prowadzonej przez opactwo paryskie, które w szczególny sposób było związane z monarchią francuską. Dla mnichów SaintDenis bożek templariuszy nie był ani obrazem diabła, ani wizerunkiem Mahometa, lecz raczej opisywano go zasadniczo pod dwoma różnymi postaciami: I wkrótce pózniej zaczęli adorować fałszywego bożka. Według niektórych z nich bożek ten był wykonany ze skóry ludzkiej bardzo starodawnej, która wydaje się zabalsamowana (une vieille peau ainsi comme toute embasmeć), albo był pod postacią czystego płótna (toile polie): w nim templariusze pokładają ich niezwykle podłą wiarę i w niego wierzą ślepo. Kwestia cieszącego się złą sławą bożka czczonego przez templariuszy była zatem prawdziwym niepowodzeniem oskarżenia, szczególnie gdy podjęto próby odmalowania tego przedmiotu w ciemnych barwach, jako rzecz pozostającą w związku z uprawianiem czarów. Nogaret przeczuł to od samego początku. Podczas pierwszego przesłuchania prowadzonego w Paryżu przez inkwizytora Francji teren został w tej materii próbnie wybadany. Templariuszy, którzy wiedzieli coś na ten temat, było jednak niewielu, a ich relacje - niezwykle mętne, dlatego też prawnicy królewscy zdecydowali się pominąć tę sprawę i skoncentrowali się na oskarżeniach, które prawie wszyscy bracia byli gotowi potwierdzić. Inkwizytorzy z południa Francji, prawdziwi fachowcy w procesach o czary, przypisali wizerunkowi templariuszy cechy wcielonego zła, zgodnie z tym, co było szczególną cechą ich mentalności. Być może działali oni w złej wierze albo sami byli uwarunkowani swoim smutnym zawodem, będąc w pewnym sensie więzniami tych upiorów, które rodziły się w ich umysłach w czasie słuchania wyznań tych nieszczęśników. W każdym razie idea bożka jako obrazu diabła albo wizerunku Mahometa nie wyszła daleko poza wielkie śledztwo w Langwedocji, które było bez wątpienia najbardziej krwiożercze. Pózniej, kiedy po lecie 1308 roku papieżowi Klemensowi V udało się powierzyć przesłuchania komisjom złożonym z miejscowych biskupów, natura bożka zaczęła się coraz bardziej krystalizować i w oparciu o zebrane fakty tożsamość obu przedmiotów, które służyły do celów liturgicznych, stawała się coraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|