[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blisko jak na obcych ludzi. Hm. I to o piątej rano. Rebeka ciężko westchnęła. - Słusznie, pozwoliłam, by sprawy wyrwały się spod kontroli. Zakochałam się w Mitchu, ale nie mogę obciążać go własnymi problemami. Rachel spojrzała na nią zatroskana. - Wygląda na to, że zrobiłaś to, na co teraz ja się zdecydowałam. Po prostu uciekłaś. Rebeka wysoko uniosła brwi. - Masz rację - przyznała. - Wiesz, on chce więcej dzieci. Powiedziałam mu, że jestem bezpłodna, a on po prostu pozwolił mi odejść - powiedziała, nie mogąc powstrzymać łez. Rachel objęła ją. - Bardzo chciałabym ci pomóc. - Poradzimy sobie obie. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem - oświadczyła Rebeka z przekonaniem. Nagle Stephanie stanęła w drzwiach. 144 RS - Muszę wam przerwać, przepraszam, ale dzwonił wasz ojciec. Chce, żeby Rebeka przyjechała do domu dziadka. Rebeka nie była zachwycona perspektywą spędzania czasu w towarzystwie ojca. On też za nią specjalnie nie tęsknił. - Powiedział, dlaczego? Stephanie znacząco uniosła brew. - Podobno jakiś pan Mitchell Tucker czeka, żeby z tobą porozmawiać. 145 RS ROZDZIAA DZIESITY Mitch siedział w salonie willi Wiliama Valentine'a. Powstrzymał się z przyjazdem, dopóki rodzina nie ochłonęła po pogrzebie. Zjawił się tu, by otworzyć przed nią serce. Teraz starał się znalezć odpowiednie słowa, żeby przekonać ją o swoich uczuciach. Bez niej nie zamierzał opuścić Londynu. Mitch wstał i zaczął przemierzać pomieszczenie. Z jakiegoś powodu Robert Valentine uznał, że znajomy córki zasługuje na jego towarzystwo. Oczywiście, mogło się to wydawać gościnnym gestem, ale Mitch wiedział zbyt wiele na temat ojca Rebeki. Mógł się zdobyć jedynie na zdawkową uprzejmość. Po latach pracy w korporacjach nauczył się bezbłędnie rozpoznawać pazernych cwaniaków. - Panie Valentine, jak już mówiłem, nie jestem związany z Tucker International. Sprzedałem wszystkie udziały ponad dwa lata temu. Teraz najważniejsze są dla mnie rodzina i ranczo. Rober Valentine był wysoki, miał ciemne, świdrujące oczy, włosy lekko przyprószone siwizną. Uniósł brwi. - Ludzie interesu nigdy nie marnują dobrych kontaktów. Podobno teraz zajmuje się pan mięsem. Nasze restauracje mogłaby zainteresować współpraca. Mitch nie miał teraz ochoty na rozmowy o interesach. - Musi upłynąć trochę czasu, zanim zaczniemy działalność - oświadczył. 146 RS - W takim razie powinniśmy być w kontakcie - stwierdził Robert Valentine z uśmiechem. - Z moją córką łączy pana... praca - zaczął. - Panie Valentine - przerwał Mitch. - Nie przyjechałem tu w interesach. Z Rebeką chcę się zobaczyć z powodów osobistych. Dopóki z nią nie porozmawiam, guzik mnie obchodzą inne sprawy. Robert zamierzał odpowiedzieć, ale przy drzwiach wejściowych rozległy się głosy. Mitch odwrócił się niecierpliwie. Wreszcie zobaczył Rebekę. Wyglądała pięknie, choć była zmęczona. Starał się odgadnąć jej reakcję na jego przyjazd. Nie zauważył cienia uśmiechu. - Witaj, Rebeka - powiedział. - Mitch, co tu robisz? Nie to chciał usłyszeć, ale czego mógł się spodziewać? Pozwolił jej odejść, gdy zwierzyła się, że nie może mieć dzieci. Ta wiadomość niemal złamała mu serce. - Przyjechałem, żeby z tobą porozmawiać - powiedział, patrząc jej w oczy. W tym momencie oddałby wszystko za jej uśmiech. - Martwiłem się. Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem... Spojrzała na Roberta. - Mam prośbę, czy mógłbyś zostawić nas samych? Ojciec skinął głową. - Może wyjdziecie do ogrodu? Jest piękny dzień. Rebeka zauważyła znajomy błysk w jego oczach. Ktoś taki jak Mitch Tucker stanowił dobrą partię dla jego córki, a i rodzina mogła na tym skorzystać. - Dobrze - powiedziała. Było jej wszystko jedno. Chciała mieć to już za sobą. Musiała jakoś pozbyć się Mitcha. 147 RS Jadąc do willi dziadka, powtarzała sobie, co powinna powiedzieć. Jednak nie przewidziała, że na widok Mitcha zapomni o wszystkim. Był przystojny, a w granatowym garniturze w drobne prążki wyglądał doskonale. Skończ to wreszcie i niech wyjedzie, powtarzała sobie w duchu. Podeszła do oszklonych drzwi, otworzyła je i wyszła do ogrodu. Wzdłuż krawędzi tarasu rosło mnóstwo krzewów róż. Zapach kwiatów unosił się w powietrzu. - Mitch, nie powinieneś przyjeżdżać. Szedł tuż za nią. - Powinienem być z tobą przez cały czas. Gdyby nie dzieci, wskoczyłbym z tobą do samolotu. Na chwilę zamknęła oczy. - Już powiedzieliśmy sobie wszystko, co było do powiedzenia. Nie wrócę do Wyomingu. Cokolwiek powiesz, nie zmienię zdania. Nawet jeśli z tego powodu miałabym stracić pracę w agencji. Uniósł brwi zupełnie zaskoczony. - Naprawdę myślisz, że jestem do tego zdolny? Miałbym skontaktować się z agencją, żeby ci zaszkodzić? Sprawiła mu przykrość i zdała sobie z tego sprawę. - Nie, ale nie możemy razem pracować. Przekażę prowadzenie twojej kampanii komuś innemu. - Jeśli ci na tym tak zależy... - powiedział z westchnieniem. - Wielka szkoda, bo włożyłaś w ten projekt wiele pracy. Podobają mi się twoje pomysły. Szczególnie letni obóz dla dzieci. - Skąd o tym wiesz? - Zostawiłaś projekty na moim biurku. Uświadomiła sobie, jak ważna była dla niej ta kampania. 148 RS - Cóż, zapłaciłeś za to. - Zapłaciłem za pracę. Natomiast to, co wydarzyło się między nami, było dla mnie czymś wyjątkowym. Miałem nadzieję, że dla ciebie też. Podszedł bliżej, ale Rebeka natychmiast cofnęła się. - Oczywiście, dla mnie też. Jednak skończyło się i wracam do Nowego Jorku. - Co zrobisz, jeśli zaproponuję ci powrót do Wyomingu? Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. - Mitch, już to omawialiśmy. Każde z nas żyje inaczej. - Przestań wymawiać się pracą. Nie dam się na to nabrać. - To nie wymówka - tłumaczyła bez przekonania. -Ciężko pracowałam, żeby coś osiągnąć. - W to nie wątpię. Kiedyś też tak uważałem, ale na szczęście doszedłem do wniosku, że żona i dzieci są dla mnie ważniejsze. Gdybyś mogła wybierać, na pewno też wybrałabyś rodzinę. Jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|