[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak twierdził? Wspomniawszy rodeo, doszedł do wniosku, że jak się dobrze zastanowić, to panna Daisy Hightower jest bardziej niebezpieczna niż byk Brahma. No bo byk rozdeptał mu tylko kolano, a Daisy depcze teraz jego serce. Daisy raz jeszcze zawołała Travisa i obydwoje zniknęli w domu. Kael wyprostował zdrętwiałe nogi i ruszył do siebie przez pachnące spalenizną pole. Może Daisy ma rację i nie trzeba rozgrzebywać sprawy ojcostwa Travisa? Może nie robić próby krwi? Popełnił już tyle błędów... Ale czy próba krwi byłaby błędem, czy też jej poniechanie? Błędem byłoby poniechanie. Co. do tego nie miał wątpliwości. Przez cały weekend Daisy odkładała rozmowę z Travisem. Dopiero w niedzielę wieczorem, po kolacji i zmyciu talerzy, zawołała chłopca do kuchni. Ciotka Peavy drzemała na sofie w saloniku przed telewizorem, na którego ekranie rozgrywał się dramat bohaterów Agaty Christie. - Jutro nie pójdziesz do szkoły - poinformowała syna Daisy. - Pojedziemy do pana doktora do Corpus Christie. - A po co? Co pan doktor będzie mi robił? - Chłopiec wyraznie zbładł. - Pobierze krew do zbadania... - Po co? Nie jestem chory. - Wiem, że nie jesteś chory, ale chodzi o zbadanie na przyszłość... Twoja nauczycielka trochę się niepokoi... Nie było to kłamstwo. Nauczycielka Travisa wielokrotnie niepokoiła się, że Travis jest taki zamknięty w sobie, wiecznie cichutki i zbyt spokojny jak na dziecko w jego wieku. - Nic mi nie jest. - Wiem, kochanie. Ale od tego jest pan doktor, żeby to sprawdzić. Ostatnio byłeś taki osowiały... - Co to znaczy osowiały"? - Smutny. - No, bo jestem smutny. Wszyscy chłopcy mają mamy i tatusiów, a ja mam tylko ciebie i ciotkę Peavy. Pytają mnie, gdzie mój tata, a ja nie wiem. Nic mi nie powiedziałaś... Daisy zamarła. Po długiej chwili milczenia odparła: - Nie martw się. Może któregoś dnia będziesz miał tatę... Kto wie, może ten pomysł Kaela nie jest taki zły. Nie byłoby zle, gdyby okazał się ojcem, pomyślała. I co za zbieg okoliczności, że Travis myśli o tym samym. - Tak myślisz, mamo? - Travis poweselał. - Może któregoś dnia wyjdę za mąż i będziesz miał tatę. - Naprawdę? - Naprawdę, kochanie. Uważam, że musimy pojechać do pana doktora. To wcale nie będzie bolało. - Obiecujesz? - Obiecuję. - No to dobrze. - A teraz idz spać, bo wcześnie wstajemy. Zaprowadziła chłopca do pokoju, dopilnowała, by złożył ubranie i umył się. Otuliła go i ucałowała, a potem wróciła do kuchni, gdzie jeszcze miała sporo roboty. Była bardzo niespokojna, bowiem wyznanie Travisa spowodowało, że zaczęły pojawiać się nowe wątpliwości. Co będzie, jeśli Kael okaże się ojcem? Czy nie będzie chciał sam wychowywać syna? Czy nie spróbuje odebrać go przybranej matce? Chyba tego nie zrobi. Kael może być nieodpowiedzialny i narwany, ale nie jest podły. Przez siedem lat nie widziała Kaela. Tylko pan Bóg wie, co z niego wyrosło, jeśli oczywiście wyrosło. A może pozostał tym samym niesfornym chłopakiem? Trzeba przyznać, że w jego zachowaniu dostrzec można odpowiedzialność i stanowczość, której poprzednio nie objawiał. Stanowczość czy siłę? Może jedno i drugie. Kael! Co on czuje do niej? A co ona czuje do niego? Pasja dawno wygasła. Miłość, jeśli to była miłość, a nie zwykłe młodzieńcze zauroczenie, też chyba wygasła. Chociaż... Kael chciał jej coś powiedzieć. Usiłował mówić o swoich uczuciach do niej. A ona? Właściwie w głębi serca też o nim ciepło myśli. Zbyt ciepło. Poważne, głębokie uczucie nadal się w niej chyba tli, bo w obecności Kaela serce bije jej szybciej. Bzdura! Serce bije jej szybciej, bo się na pewno zdenerwowała tym, co powiedział albo zrobił. Skoro to bzdura, to dlaczego, kiedy ją przy ulach pocałował, na krótką chwilę znów poczuła się zakochaną dziewiętnastolatką? To tylko wywołane pocałunkiem wspomnienie, a nie żaden dowód obecnego stosunku do Kaela... Właściwie to dobrze, że przez siedem lat nie zaglądał do Eagleton. To by ją tylko denerwowało. Dlaczego? Bo by się bała, że on zauważy, iż jej miłość, najprawdziwsza miłość dziewiętnastolatki, wcale nie wygasła. Boże, jakie to wszystko powikłane, poplątane... I jak z tego wybrnąć? Mechanicznie układała talerze i chowała do szuflady sztućce. Kael będzie miał ją na muszce, jeśli się okaże, że Travis jest jego synem. Może ją zmusić do wszystkiego, szantażować. Może domagać się praw rodzicielskich. Z jednej strony Daisy chciała, by Travis zyskał ojca, z drugiej bała się tego, gdyż to oznaczało konieczność dzielenia się chłopcem z drugą osobą. A gdyby w dodatku tą drugą osobą miał być ktoś taki jak Kael Carmody. Uparty, chcący zawsze narzucić swoją wolę... A jeżeli...? A jeżeli przyjdzie mu do głowy szalony pomysł, by go poślubiła? Zastygła porażona własną myślą. Znowu serce zabiło jej mocno... no bo się zdenerwowała. Pozostawało jej modlić się teraz, by próba krwi wy kazała, że Kael nie jest ojcem Travisa. ROZDZIAA PITY Kael rzadko tracił zimną krew i absolutny spokój. Bez chwili wahania potrafił dosiąść dzikiego byka, ale myśl o tym, że może być ojcem siedmioletniego chłopca, napawała go takim lękiem, że cały się trząsł. Zdawał sobie sprawę, że za kilka godzin jego życie może radykalnie się zmienić. Kiedy podjechał w poniedziałek pod dom Daisy, trawa pokryta była jeszcze poranną rosą. Tego ranka nie jadł nawet śniadania. Był tak roztrzęsiony, że nie potrafił przełknąć kęsa. Daisy i Travis czekali na ganku. W odświętnych ubraniach i z poważnym wyrazem twarzy sprawiali wrażenie udających się na pogrzeb. Travis miał na sobie wyprasowane dżinsy oraz białą koszulę, a Daisy czarną suknię do kolan, na nogach miała wygodne spacerowe obuwie. Włosy podpięła do góry. Nawet tak ubrana i uczesana była nieprawdopodobnie piękna. Otworzył drzwi i wyszedł z samochodu, gdy Daisy i Travis schodzili z ganku na jego spotkanie. - Dzień dobry! - powiedział Kael z wahaniem, bo właściwie chciałby powiedzieć coś bardziej osobistego, ciepłego. - Dzień dobry! - odparta Daisy sztywno i oficjalnie. Travis mruknął coś bardzo niewyraznie. - Dziękujemy za podwiezienie nas do lekarza - powiedziała Daisy. - Miło z pana strony, że pan nas zabiera, ponieważ nasza furgonetka jeszcze jest w reperacji. Kael podniósł brwi, słysząc oficjalny ton. Ale domyślał się, że jest to przedstawienie dla Travisa. Ciekawe, co mu powiedziała na temat wizyty u lekarza? - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł. - I tak jechałem do Corpus Christi. - Bo ja muszę mieć próbę krwi - poinformował go dumnie Travis. - %7łeby być pewnym, że nie jestem chory czy coś takiego. - Bardzo dobry pomysł - zgodził się Kael. - Jeśli państwo gotowi, to proszę wsiadać. - Szarmancko otworzył im drzwiczki. Travis ochoczo wskoczył pierwszy, za nim, ociągając się, Daisy. Usiadła sztywno i tępo patrzyła przed siebie. Ale będę miał drogę, pomyślał Kael wsiadając. Spojrzał w lusterko i zobaczył, że Daisy obejmuje Travisa, jakby się bała, że ktoś jej w czasie drogi go odbierze. No tak, a czego miał się spodziewać? Uradowanej twarzy? Daisy zgodziła się na proponowaną próbę krwi głównie pod presją, a tylko częściowo z poczucia własnej winy. Nie, właściwie tylko pod presją, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|