Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powrotem do Rachel. - To twoja zupa?
Delikatnie uniosła miskę.
- Tak, moja.
- Nie masz czym jeść, co? - Wyciągnął łyżkę z kieszeni i
podał Rachel.
- Dziękuję, ale nie. - Pokręciła głową. Pewnie chciałby
łyżkę odzyskać. Pewnie by jej nie umył. Pewnie by jej użył
nawet tutaj i od razu mógłby się pochorować.
- To może chusteczkę?
- Nie, dzięki.
- Przyda ci się.
- Doprawdy? - Uznała, że nie podoba jej się ten człowiek.
Rozejrzała się za bratem, lecz zniknął w tłumie. - Jestem tu z
kimś. Nie widzę go teraz, ale w razie czego skorzystam z jego
chusteczki.
- A czy ten ktoś się znajdzie, gdy będziesz go
potrzebować?
Zaśmiała się.
- On tu pracuje.
- Dobrze, że pracuje tam, gdzie możesz mieć go na oku.
- Pierwszy raz tu jestem.
- Nazywam się Salvatore.
- A ja ci nie powiem, jak się nazywam.
- A powinnaś - odparł przymilnie. - Przez grzeczność.
- Nie jest grzecznie podawać swoje imię komuś, kto nie
chce go znać - odcięła się.
Z nonszalancją, której nie czuła, podniosła miskę i
wychyliła, jakby piła lekarstwo. Zupa rozlała jej się po brodzie
i trochę poplamiła kołnierz. Salvatore z uśmiechem wyjął z
kieszeni chusteczkę. Przyjęła ją bez uśmiechu. Chusteczka
pachniała mydłem. A to nie był lokal, gdzie bywali ludzie z
pachnącymi chusteczkami.
Rachel w myślach policzyła swoje pieniądze. Nie miała
wiele, ale poukrywane w różnych zakamarkach ubrania.
Włożyła chusteczkę do kieszeni, gdzie trzymała monety.
- Zachowam ją sobie.
Wyciągnęła monety spod chusteczki i ukryła je w dłoni. A
potem sięgnęła w dół, niby poprawić but, i wsunęła grosiki za
cholewę, gdzie przez całą noc mogła je czuć na pięcie. Jej
łuski i pazury nie będą się o nie ocierać.
Salvatore uśmiechnął się leniwie.
- Chcesz potańczyć?
- Tak. Ale nie umiem.
Zaśmiał się na te słowa i pociągnął ją za rękę, a ona
pozwoliła mu się poprowadzić w tłum. Był dość pijany, by
śmiać się zbyt długo, choć to wcale nie było takie śmieszne.
Miał sztywne plecy, ale na nogach poruszał się lekko, na
nikogo nie wpadał. Aż skuliła się w sobie, gdy poczuła jego
rękę na krzyżu. Miała nadzieję, że on nie wyczuje łusek pod
ubraniem. Miała nadzieję, że nie nadepnie jej na palce, bo
wtedy musiałaby się tłumaczyć z guzków tam, gdzie szpony
kryły się w butach.
Salvatore zakręcił ją i odchylił do tyłu w głębokim
wypadzie.
Był przystojny i nie deptał jej palców. Pachniał dymem i
mydłem, ręce miał czyste. Piosenka się skończyła. Rachel
skinieniem głowy dała znać, że nie chce już tańczyć.
Odprowadził ją na miejsce. Miski już nie było na stole, nie
zdążyła jej upuścić na podłogę i rozbić. Chciała już iść, lecz
Salvatore kupił jej coś do picia.
- Czemu? - zapytała.
- Bez powodu - odparł z szerokim uśmiechem.
Po tańcu była spragniona i nie chciała urządzać scen.
Przyjmie poczęstunek, wypije i wyjdzie. Będzie uprzejma, by
móc odejść w spokoju, nie zwracając niczyjej uwagi. Patrzył
na nią. Piła szybko.
- No, powiedz coś - zagadnęła.
- A co mam powiedzieć? - odrzekł wesoło.
- Po prostu nie siedz tu jak jakiś żółw. To mnie peszy.
- Staram się wymyślić właściwe słowa. Myślę, że mam.
Twoje oczy są jak dwie błyszczące monety. Tańczysz jak
jedwabna wstążeczka.
Zamówił kolejne drinki. Jej kubek trafił do zmywaka za
barem, a ona pomyślała, że może jej miska zostanie tam
porządnie wyszorowana.
- Nieprawda. Uważaj, czego pragniesz...
- Bo to dostanę?
- Nie. Pozwól mi skończyć. Uważaj, czego pragniesz,
kiedy w grę wchodzi kobieta, bo zapewne spełni się jej
życzenie zamiast twojego i tobie się to nie spodoba.
- A czego ty pragniesz?
- Lepszego towarzystwa. - Rachel odsunęła swoje krzesło.
- Idę już. - Wstała i ruszyła do drzwi, gdzie stał Djoss,
lustrując wszystkich spode łba. Podała mu swój kubek.
- Hm? O, dzięki. - Rzucił go za siebie.
Minęła drzwi i przez ramię pomachała do brata.
- Dopiero co tu przyszłaś! - zawołał za nią.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła na odchodne. Szła
ostrożnie wzdłuż muru, który pokazał jej brat.
Jakiś handlarz wciąż miał otwarty kram, głośno targował
się z klientem. Rachel zakradła się od tyłu i ściągnęła z wózka
słoik marynowanych jajek.
Skręciła w ulicę ku piekarni. Nie pamiętała, czy lubi
marynowane jajka. Jeśli nie, odda je Djossowi. On jadł
wszystko. Oboje cierpieli głód na tyle często, że nie grymasili
przy jedzeniu.
Gdy znalazła się w pokoju i zamknęła drzwi na klucz,
wsłuchała się w odgłosy nocy. Ktoś wykrzykiwał kobiece
imię, ktoś walił w ścianę budynku. Potem zrobiło się cicho.
Rano postanowiła, że znajdzie Turca. Nie mogła już dłużej
siedzieć w domu, musiała zacząć pracować. Lęk nigdy jej nie
opuszczał, ale chciała doznawać też innych uczuć.
* * *
Jona widział wszystko tej nocy. Nigdy jej tego nie
powiedział. Obserwował, jak poznała Salvatore, nie wiedząc,
kim ona jest - ani kim będzie. Sądził, że senta powinna od
razu poznać demonowy pomiot, gdy dotyka jej ręki.
Salvatore był głupcem, bo próbował uwieść dziewczynę,
która mogła go przejrzeć, lecz zawsze pociągały go kobiety,
które wyraznie odstawały od swego otoczenia, czy to w
nocnych karczmach, czy w świątyniach.
Jona wyszedł za nim. Obserwował złodzieja idącego tą
samą drogą co ona. A w jego sercu rosła pogarda, pęczniała
niczym bąbel kwasu. Salvatore już zdążył zapomnieć o Aggie.
Złodziej doszedł do drzwi piekarni. Sięgał po klamkę.
Jona wykrzyknął jego imię. Salvatore odwrócił się
zaskoczony, walnął pałką o mur - a potem wziął nogi za pas. ,
Jona zobaczył Rachel po raz wtóry, kiedy szła przez
Zagrody, od drzwi do drzwi, prosząc o pracę. Wyglądała
znajomo, ale w świetle dnia i na ruchliwej ulicy zrazu nie
mógł jej skojarzyć. Ileż miłości zaczyna się od deja vu?
Powiedział Tripolemu, że wróci za chwilę, bo zobaczył
kogoś znajomego. Ta dziewczyna podeszła do mężczyzny z
sumiastymi wąsami, stojącego bezczynnie koło czerwonych
drzwi. Nie było to miejsce, gdzie Jona wszedłby bez całej
załogi za plecami, bijącej w dzwony, nie mając wystarczająco
pewnego dowodu, by aresztować wszystkich w środku.
Odziany w czerwień mężczyzna w czerwonych drzwiach
uśmiechnął się, jakby ją znał, ale to jeszcze nic nie znaczyło.
Jona już nieraz widział takie powitania. Na ulicy w mieście
wszystko może się zdarzyć. Ktoś może stać przez wiele
godzin na rogu ulicy z ogromnym kawałem mięsa na
ramieniu. Ludzie mogą uciekać od niczego i od wszystkiego.
Wróble mogą dreptać między nogami ludzi tak pewnie, jakby
miały dwa metry wzrostu. A Jona zobaczył piękną kobietę w
szatach senty rozmawiającą z czujką ulicznego gangu. To było
zwyczajne i dziwne zarazem. Ten oprych normalnie by nie
opuścił swojego posterunku, bo stał tam na warcie, lecz na
prośbę tej dziewczyny wstał i poszedł.
Tripoli też to zauważył i ruszył w ślad za Joną, mimo że
ten dał mu wcześniej znak, żeby został. Obaj ludzie króla
skinęli do siebie. Czujka oddalająca się gdziekolwiek od razu
zwróciła ich uwagę, a jeszcze bardziej to, że nie prowadziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Glen Cook Black Company 01 Black Company
     : Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
     : Hawkins Rachel Hex Hall 01 Dziewczyny z Hex Hall
     : Resnick Mike 01 Wróşbiarka Wróşbiarka
     : Janet Dailey Calder 01 This Calder Range
     : Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
     : Duncan, Dave Das Siebente Schwert 01 Der ZĂśgernde Schwertkämpfer
     : Gordon Dickson Dragon 01 The Dragon and the George (v1.3)
     : Diamentowe imperium Jameson Bronwyn Tajemnica diamentĂłw 01
     : 322[01].O1.03 Stosowanie lekĂłw w leczeniu chorĂłb jamy ustnej
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tomjaks.xlx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT