Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaszeleścił \u\el, przed chatę zajechał samochód. Griff wysiadł, wyszczerzył zęby w
uśmiechu.
- Znalazłaś sobie przyjaciela?
- Tak - spojrzała mu w oczy. - Mam wra\enie, \e tak. Uśmiechnął się, postawił nogę
na najni\szym schodku, wsparł rękę na kolanie i nachylił się, by odgarnąć pukiel
płomiennorudych włosów z jej policzka.
- Masz coś więcej, Wiewiórko - mruknął. - O wiele, wiele więcej.
Gen zaczerwieniła się, spojrzała na mruczącego kota.
- Griff, jesteś pewny?
Zamrugał powiekami, popatrzył na nią. Potem ujął jej twarz i przyciągnął do siebie,
gorąco całując w usta. Gdy wreszcie ją puścił, Gen nie mogła złapać tchu, wirowało jej w
głowie.
- Czy to była dostateczna odpowiedz? - spytał Griff.
- Tak... chyba tak - wyjąkała.
- W takim razie, Księ\niczko, dalszą część przedstawienia przenosimy na szosę.
Griff pierwszy spostrzegł niskiego, tęgiego mę\czyznę.
Gen wcale nie zamierzała zatrzymywać się na lunch. Zbyt dręczyły ją zmartwienia, by
miała apetyt. Ale Griff stanowczo uciął jej protesty i znalazł malowniczą restaurację na
brzegu małego, głębokiego jeziora. Zła i zirytowana usiadła w kamiennym milczeniu,
niechętna nawet imponującej panoramie jeziora i dzikich skalistych wzgórz,
rozpościerających się przed jej stolikiem. Griff, niespeszony jej humorami, zamówił dla niej
czerwone wino, dla siebie wodę mineralną, przejrzał menu. Powtarzając dobitnie, \e nie
zgłodniała, odmówiła nawet spojrzenia w kartę. Kiedy Griff składał zamówienie, udała, \e
ogląda salę.
Właśnie popijali kawę, gdy spostrzegła, jak Griff sztywnieje. Zaintrygowana
rozejrzała się i zobaczyła jakiegoś niechlujnego grubasa, siedzącego po przeciwnej stronie
restauracji.
- Kto to? - Gen spojrzała pytająco na Griffa.
- O to samo chciałem ciebie spytać. - Przymru\ywszy oczy obserwował
nieznajomego. - On nas śledzi.
- Nigdy w \yciu go nie widziałam. Na pewno bym go zapamiętała. Ten wymięty
garnitur i wzrok kogoś, kto przez całe \ycie robi sobie notatki, by potem je gubić. - Co to
znaczy, \e nas śledzi?
- Był dziś rano w zajezdzie. Kiedy poszedłem po samochód, czaił się w krzakach za
chatą.
- Co? - spytała oburzona.
- Twierdził, \e czatuje na trójpalczaste dzięcioły.
- Griff uśmiechnął się i popił wodę. - Udałem, \e mu wierzę, ale on potem cały czas
następował nam na pięty.
- Mo\e właśnie jest pora migracji tych trójpalczastych. - Gen znowu się obejrzała.
Nieproszony towarzysz opychał się monstrualnym sandwiczem popijając go wielkim kuflem
piwa.
Griff skinął na kelnerkę.
- Chodzmy, póki on je. Jeśli wstanie i ruszy za nami, będziemy wiedzieć, \e czyha na
nas, a nie na te trójcośtam.
- Griff, on idzie za nami! - kurczowo przywarła do jego ramienia. Niski tłuści och,
przyłapany na gorącym uczynku, wpychał w usta połowę sandwicza i pędził za nimi. Wcisnął
zdumionej kelnerce zwitek banknotów i wypadł z drzwi właśnie w chwili, kiedy Gen i Griff
dotarli do samochodu.
- Wsiadaj! - syknął przez zaciśnięte zęby Griff.
- Ten facet to amator, a ja nie znoszę amatorów. W najlepszym wypadku plączą ci się
pod nogami, w najgorszym faszerują ołowiem.
- Co zamierzasz? - obserwowała nieznajomego, spieszącego przez parking do swojego
auta.
Griff włączył silnik, nie spuszczając z tamtego oka. Na jego twarzy pojawił się grozny
uśmieszek.
- Zgubić tego zająca. Trzymaj się.
Po dwudziestu minutach je\ącej włos na głowie jazdy Gen odpięła pas bezpieczeństwa
i obejrzała się.
- Chyba go zgubiliśmy. Griff tylko chrząknął.
- Ten gość jest lepszy, ni\ myślałem.
- Sądzisz, \e wcią\ jedzie za nami?
- Przypuszczam, \e usiłuje.
Wzięła głęboki oddech i oparła się, zapinając na powrót pas.
- Kim on mo\e być, Griff?
- Mnie chyba nie śledzi - popatrzył na nią wymownie. Przeszył ją dreszcz, roztarta
ramiona.
- Griff, ja się okropnie boję. Po raz pierwszy, odkąd ukradłam te przeklęte znaczki,
jestem naprawdę przera\ona.
Uśmiechnął się.
- Kiedy dziś rano stawiałaś czoło Broussarde'owi, wcale nie wyglądałaś na strachliwą.
Prawie \al zrobiło mi się starego.
- Byłam zbyt wściekła, by się bać. Ale ten... - Znowu zadr\ała. - Nie wiem, kim jest,
ani czego chce. Sama świadomość, \e czai się gdzieś w pobli\u...
- Nikt nie ma prawa się do ciebie zbli\yć, Wiewiórko - mruknął Griff uspokajająco,
delikatnie uścisnął jej udo. - To jedno ci mogę przysiąc.
Chwyciła jego rękę. Przez kontrast do muskularnej, opalonej dłoni Griffa jej własna
wyglądała delikatnie i bardzo blado. Splotła z nim palce. Zacisnęły się, dodając jej otuchy.
Griff na sekundę oderwał oczy od drogi i uśmiechnął się czule.
- Przepraszam, \e rano zachowałam się jak rozpuszczony bachor - powiedziała Gen
cicho. - Miałeś rację, \e trzeba się zatrzymać. Godzina nie robi ró\nicy, a poczułam się o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : James Axler Deathlands 00 Encounter
     : James Axler Outlander 00 Devil in the Moon
     : F. Kafka, Proces
     : Koontz Dean Ziarno Demona
     : D J Manly Skipping Stones (pdf)
     : James P. Hogan Craddle of Saturn
     : Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
     : Hassel_Sven_ _Krolestwo_Piekiel_ _Powstanie_warszawskie
     : Clifford D. Simak Over the River & Other Stories.
     : Armstrong Lindsay śąona dla Australijczyka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dodatni.htw.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT