[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bydlę, Bertie, namiętnie gryzło książki - wskazał oskarżycielskim gestem brodatego owczarka szkockiego. - Psocił z nudów, bo jako szczeniaka zostawiano go samego na długie godziny - wyjaśniła gospodyni. - Ale szybko go oduczyłam. Wystarczy odrobina serca i trochę dyscypliny, by zwierzę porzuciło nawyki, zwykle nabyte po dramatycznych przejściach. - Ale ta czarna kotka z białymi łapkami nadal chodzi bokiem jak krab - ciągnął Nick. - Ma uszkodzony ośrodek równowagi w mózgu po potrąceniu przez samochód. - Z kolei ten kudłacz z roześmianą mordą wyje, gdy tylko usłyszy muzykę. - Nie wiem dlaczego, ale przywykłam - przyznała Catherine z ociąganiem. - Ten bez jednej nogi uwielbia popisy sprawnościowe. Cud, że na powitanie nie skoczył ci na plecy - kpił dalej Nick. 122 R S - Kobietom nigdy nie robi takich kawałów - walczyła dalej Catherine w obronie podopiecznych. - Jaki dżentelmen! - wykrzyknął Nick z udawanym podziwem. - Moim zdaniem wszystkie są urocze - pochwaliła Cory z uśmiechem. - Pomaganie potrzebującym to bardzo szlachetna działalność. Gdybym miała odpowiednie warunki, poszłabym w pani ślady. - No nie, jeszcze ją zachęcasz! - wykrzyknął Nick z udawanym oburzeniem, lecz gdy tłusta kotka bez oka wskoczyła mu na kolana, natychmiast zaczął ją głaskać. Cory z Catherine dyskretnie wymieniły porozumiewawcze uśmiechy. Kilka minut pózniej przybyli Rosie z Geoffem i dziećmi, Robertem i Caroline. Po wymianie powitalnych grzeczności dzieci poszły pograć z ojcem w piłkę. Ponieważ dołączyły do nich psy, wkrótce zapanował nieopisany harmider. Koty umknęły na płot, skąd z lekceważącymi minami obserwowały rozbrykaną hałastrę. Niebawem dotarli też Jenny i Rod z Peach i Pears. Identyczne blizniaczki z wielkimi, niebieskimi oczkami i burzą złotych loków przywitały Cory słodkim uśmiechem. - Wyglądają jak aniołki! - wykrzyknęła zachwycona. - Z piekła rodem. Nie można ich spuścić z oka na minutę - prychnęła Jenny. 123 R S Maluchy zaraz potwierdziły, na co je stać. Ledwie dołączyły do rozbawionego towarzystwa, w ogrodzie zapanował jeszcze większy zamęt. Minęło dobre pół godziny, nim Margaret wkroczyła do ogrodu przez boczną furtkę. Celowo wybrała moment, gdy po upieczeniu mięsa na ruszcie i przyrządzeniu sałatek wszyscy siedzieli przy winie. Lecz nawet bez tego teatralnego wejścia trudno było ją przeoczyć. Obcisły czarny kostium z głębokim dekoltem podkreślał figurę klepsydry. Rozpuszczone włosy okalały starannie umalowaną twarz miękkimi falami. - Bez gustu, ale robi wrażenie - skomentowała szeptem Jenny. Catherine żwawo podbiegła do chrześnicy, podprowadziła ją do krzesła, wręczyła lampkę wina. Cory z trudem przywołała uśmiech, który natychmiast zgasł na jej ustach, gdy spostrzegła, że piękność patrzy przez nią przed siebie, jakby była przezroczysta. Jenny szybko zauważyła zmianę nastroju. - Nie za gorąco ci w czarnym w taki upał? - spytała, cedząc słowa, by każdy usłyszał. - Może pożyczysz od mamy jakąś starą bluzkę? - Bez przesady, wcale nie jest za gorąco - odburknęła Margaret lodowatym tonem. Odwróciwszy się do Jenny plecami, wciągnęła w rozmowę chrzestną, lecz nie odrywała wzroku od grupy mężczyzn, zajętych grillowaniem. Konkretnie od jednego. 124 R S Popołudnie upłynęło w milej atmosferze. A raczej upłynęłoby, gdyby nie zalotne spojrzenia Margaret w kierunku Nicka. Dzieci szalały z psami, póki gospodyni nie zagnała ich do domu, dorośli pili wino, domową lemoniadę, jedli, pili i gawędzili. Tylko Margaret robiła, co mogła, by zwrócić na siebie uwagę Nicka. Podchodząc kilkakrotnie do grilla pod pretekstem wzięcia dokładki, ocierała się o niego bezwstydnie, uśmiechała, zagadywała. Nick traktował ją uprzejmie, ale nie okazał zainteresowania, co wcale nie uspokoiło Cory. Podejrzewała, że za tą obojętnością coś się kryje. Sprzeczka kochanków? Wspólna tajemnica? Jakieś nieporozumienie z prze- szłości? Przez jej głowę mknęły setki pytań bez odpowiedzi. Jenny i Rod wychodzili jako pierwsi, żeby położyć blizniaczki spać. Jenny serdecznie uścisnęła Cory na pożegnanie. - Cieszę się, że cię poznałam. Masz zbawienny wpływ na Nicka. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego - zapewniła na koniec. Po odjezdzie sympatycznej pary Cory wyszła do łazienki, podczas gdy reszta towarzystwa pozostała w ogrodzie. Miała właśnie wychodzić, gdy zatrzymały ją znajome głosy za drzwiami. Zastygła w bezruchu z ręką na klamce. - Wysłuchaj mnie, Nicku. Nie umiem bez ciebie żyć. Jeśli zechcesz, przeniosę się do Londynu. Wiem, że nie pragniesz małżeństwa, nie dążysz do stabilizacji. Nie musimy nawet mieszkać razem, tylko mnie nie odtrącaj. - Nie zaczynaj znowu, Margaret. 125 R S - Czy odrzucasz mnie z powodu tej myszy? Idę o zakład, że znudzi ci się za miesiąc czy dwa. - Zostaw Cory w spokoju. A sprawa między nami dwojgiem jest dawno zakończona - dodał z naciskiem. - Zależało ci na mnie tylko dlatego, że stanowię wyzwanie, bo nie padam ci do stóp jak inni. Od dziecka robiłaś wszystko, by być w centrum zainteresowania. - A jednak pewnego lata mnie chciałeś. - Nie łączyło nas nic, prócz paru wspólnych kolacji i kilku wypadów do miasta. - Wystraszyłam cię, kiedy powiedziałam, że cię kocham, że pragnę zostać z tobą na zawsze, prawda? - spytała Margaret drżącym głosem. - Ty nie kochasz nikogo prócz własnego odbicia w lustrze. Nie szukasz stabilizacji, tylko adoracji. Na uniwersytecie zmieniałaś mężczyzn jak rękawiczki. Straciłem rachubę twoich wielbicieli przed i po małżeństwie, więc przestań odgrywać porzuconą panienkę. Cory wstrzymała oddech. Gdy Margaret przemówiła na nowo, jej głos brzmiał już spokojnie. - Racja - przyznała wreszcie. - Ale jesteśmy ulepieni z jednej gliny. Ty też nie wytrwasz długo przy jednej kobiecie. Właśnie dlatego możemy odnalezć wspólny język i przez jakiś czas razem ko- rzystać z życia. - Nie, dziękuję. A teraz idz pożegnać moją mamę. Jest zmęczona. Starzeje się, jeśli sama nie zauważyłaś. Rosie i Geoffa też poprosiłem, żeby już poszli. 126 R S - Zgoda, ale kiedy już odprawisz tę swoją cnotkę, pamiętaj, że wystarczy zadzwonić, żebym rzuciła wszystko i przyleciała jak na skrzydłach. - Zawsze lecisz jak na skrzydłach, gdy zadzwoni mężczyzna - wytknął Nick lodowatym tonem. Cory czekała z zapartym tchem na reakcję Margaret. - Drań z ciebie, Nicku, ale pełen uroku. Mimo wszystko nie tracę nadziei. Cory nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ głosy stopniowo ucichły, jakby odeszli spod drzwi. Lecz Cory nadal trwała w odrętwieniu, rozważając to, co usłyszała. Zyskała wprawdzie pewność, że Nick nie kocha Margaret, ale nie zaznała ukojenia. Wręcz przeciwnie. Podsłuchana rozmowa potwierdziła jej najgorsze obawy. Nick stronił od stałych związków, A Cory chciała wszystkiego: ślubu, dzieci, rodziny. Jego czułość i troska obudziły tłumione od lat tęsk- noty. Lecz teraz uświadomiła sobie, że był dla niej dobry nie dlatego, że znaczyła dla niego więcej niż poprzedniczki, ani po to, by zyskać nad nią władzę jak William, lecz dlatego, że postępował w ten sposób wobec wszystkich. Na tyle dobrze znała samą siebie, by wiedzieć, że długo nie potrafiłaby ukrywać swych pragnień. A gdyby je wyjawiła,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|