[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzała porozumiewawczo na Paulę i mrugnęła okiem. - Michael ma humory, głupie dziecko. - Otworzyła drzwi kuchni i znikła za nimi. Paula osłupiała na widok miny pani Brogan, kiedy ta mrugnę- ła do niej okiem. Gospodyni miała jadowity, niemal nienawistny wyraz twarzy. Paula pomyślała przez chwilę, że może ona niena- widzi mężczyzn. Usiedli za stołem, a pani Brogan pojawiła się znowu i nadspo- dziewanie żwawo podeszła do wolnego miejsca, które najwyraz- niej należało do Michaela. Przełożyła sztućce z prawej strony na lewą i odwrotnie, znów łypiąc na Paulę, która opuściła wzrok. Czy Michael zauważy, że sztućce nie leżą tak, jak powinny? Wszedł do jadalni prawie w tej samej chwili. Wciąż miał na sobie elegancki garnitur. Paula wstrzymała oddech, kiedy pani Brogan znów powróciła z kuchni, niosąc wielką tacę z talerzami zupy. Michael wpatrywał się chwilę w swoje nakrycie, a potem bez słowa ułożył sztućce na właściwych miejscach. - Grzybowa - obwieściła pani Brogan, stawiając przed każ- dym talerz. - Jak ktoś nie lubi, to niech nie je i czeka na drugie danie. Bez zbędnych ceregieli. Michael zaczekał, aż wszyscy dostaną swoje talerze, i kiedy Paula podniosła swoją łyżkę, żwawo zabrał się do jedzenia. Zosta- wił na chwilę zupę i sięgnął po leżące w koszyczku kromki domo- wego chleba. Wziął dwie i szybko zaczął jeść, a potem sięgnął po dwie kolejne. Skończył zupę przed wszystkimi. Ten potwór Saxon na pewno nie karmił go zbyt dobrze, pomyślała Paula. Pani Brogan pojawiła się z wazą pełną zupy. Stanęła za Micha- elem i czekała. Jej cierpliwość szybko się wyczerpała. -Nie chcesz dokładki? - Michael nie odpowiadał. - Dobra! Jak się nie ma manier... -Przecież chce - zawołał Larry. - Na pewno chce dokładkę. Nie pamięta pani, co mówiłem? - W jego głosie nie było życzli- wości. Gospodyni napełniła talerz Michaela i spojrzała na Paulę, uśmiechając się kpiarsko, jakby chciała powiedzieć, że niektó- rzy to w ogóle nie mają manier. Paula odwróciła wzrok. Larry pewnie poważnie z nią porozmawia po kolacji. Michael zjadł swoją dokładkę, pomagając sobie kilkoma dalszymi kromkami chleba. - Idzie zapiekanka! - zawołała pani Brogan z otwartych drzwi 41 kuchni. - Z jarzynami. Jak komuś nie smakuje, to niech czeka na deser. - Pan i Michael jesteście braćmi. - Tweed zagadnął Larry'ego. - A Dragona określił pan jako wuja. Czy pana rodzice nie żyją? - Niestety, nie ma ich już na tym świecie. Wpadli na niefor- tunny pomysł, żeby udać się do Armenii i zobaczyć miejsce, z któ- rego pochodzi nasza rodzina. Wuj robił, co mógł, żeby odwieść ich od tego pomysłu. Pamiętam nawet, jak krzyczał na nich, uwa- żając, że to niebezpieczne. Trasa podróży wiodła przez Turcję. Nie posłuchali rad wuja i pod Stambułem zostali napadnięci i za- mordowani. To było jakieś pięć lat temu. - Uśmiechnął się ponu- ro. - Raczej nie darzymy teraz Turków sympatią. Paula spojrzała na Michaela, żeby sprawdzić, czy ta historia nie poruszyła go. Jego twarz nie zdradzała jednak żadnych uczuć. Wpatrywał się w nią tym samym pustym wzrokiem i Pau- la miała nieprzyjemne wrażenie, że patrzy przez nią na ścianę jadalni. Kiedy kończyli posiłek, Paula wstała i pozbierała talerze, żeby zanieść je do kuchni. Być może taka mała przysługa dobrze na- stawi panią Brogan. -To nie jest dobry pomysł - ostrzegł Larry. - Kuchnia to jej zaklęty rewir. -Zobaczymy. Wzięła ze stojącej pod ścianą szafki tacę i położyła na niej ta- lerze. Ramieniem otworzyła sobie drzwi kuchni, które zamknęły się za nią, pozostawiając ją sam na sam z gospodynią. Położyła ta- cę na metalowej suszarce, skrzyżowała ramiona i odwróciła się ku pani Brogan. Mając za plecami suszarkę, a nie pustą prze- strzeń, czuła się pewniej. -O, jak miło. - Gospodyni patrzyła na nią zachwycona. - Nikt mi tu nigdy nie pomaga, pani pierwsza. -Naprawdę? To dziwne. -Dobrze, że pani tu przyszła. Mam okazję, żeby panią ostrzec. - Służąca podeszła do Pauli. - Przed tą sektą. -Sektą? - Pauli ciarki przeszły po plecach. -Ludzie mówią, że jest tu od setek lat. Tajne zgromadzenie. Odprawiają jakieś obrzędy w środku nocy. Podobno straszne rze- czy się tam dzieją. Składają ofiary bożkowi, którego nazywają Wrangel. Robią to w kościele, naprawdę, najpierw składają ko- goś w ofierze, a potem go jedzą. -* Ludożerstwo? - zapytała Paula cicho. 42 Stanął jej przed oczami szkielet z zamarzniętymi strzępami ciała na ramieniu. Opanowała się i nie pozwoliła wyobrazni wy- rwać się spod kontroli. Pani Brogan pokiwała tylko głową w odpo- wiedzi. Zbliżyła się do Pauli i zaczęła szeptać chrapliwym głosem: -Wielebny Stenhouse Darkfield, nasz pastor, robi się niemiły, kiedy przy nim wspomnieć sektę. Podejrzewam, że sam jest w to zamieszany. -Od jak dawna jest tu pastorem? -Od lat. Był tu, kiedy zaczęłam pracować u Volkanianów. Ja- kieś dwa lata temu. W tych stronach matki opowiadają dzieciom o tej sekcie, zanim nauczą je chodzić. W ten sposób to przechodzi z pokolenia na pokolenie, tak myślę. Inni, którzy mieszkają w okolicy, nie mają pojęcia, co się tu dzieje. Proszę uważać. Jej usta drżały z przejęcia, a świdrujące oczy były półprzy- mknięte. Paula odniosła wrażenie, że stoi przed nią przebiegła i gburowata diablica. Gospodyni odwróciła się i spojrzała na stos brudnych talerzy. Chrząknęła. -W jadalni jeszcze sporo zostało. Nie, pani już się dość napra- cowała. Czas na Tandna - mówiła, podczas gdy drzwi w głębi kuchni zaczęły się powoli otwierać. Pojawił się w nich mężczyzna. -A oto i on - powiedziała pani Brogan. - Tarvin, posprzątaj ze stołu. A potem zmyj wszystko ręcznie, nie w zmywarce. Paula osłupiała. Nie mogła spokojnie patrzeć na niewysokiego, otyłego mężczyznę w białym fartuchu. Miał wielką głowę, powie- ki opadały mu na wybałuszone oczy, pod którymi sterczał bulwia- sty nos. Brzydotę twarzy podkreślała cofnięta szczęka. Poruszał się powoli i niezgrabnie jak robot. Paula nie mogła na niego pa- trzeć i odruchowo zapragnęła wyjść jak najszybciej z kuchni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|