[ Pobierz całość w formacie PDF ]
choć jakby nie na miejscu. Gdzieś ją już czuł, ale gdzie? Zadowolony, że może czymś się zająć, Charles zaczął węszyć. Zapach był mniej więcej równie silny w obydwu pokoikach, a najsilniejszy przy podłodze. Wciągnąwszy raz jeszcze powietrze przez nozdrza, Martel starał się przypomnieć sobie, skąd go zna. Nagle zrozumiał: z laboratorium chemicznego na studiach. Był to jakiś organiczny rozpuszczalnik w rodzaju benzenu, toluenu czy ksylenu. Skąd się jednak wziął w domku Michelle? Nie zważając na lodowate zimno wyszedł na zewnątrz. Prawą ręką zgarnął sweter ciasno przy szyi. Na dworze zapach był o wiele słabszy ze względu na wiatr, lecz nachyliwszy się pod ścianą Charles ustalił, że woń wydobywa się z czę- ściowo zamarzniętego mułu pod domkiem. Podszedłszy nad brzeg stawu, nabrał w dłoń trochę lodowatej wody i podniósł ją do nosa. Nie było wątpliwości: zapach unosił się ze stawu. Ruszył po łukowatym obrzeżu, docierając do miejsca, w którym do stawu wpadała odnoga rzeki. Nachylił się ponownie i nabrał w dłoń wody. Odór był sil- niejszy. Charles pobiegł wzdłuż dopływu aż do miejsca, gdzie łączył się on z Paw- tomackiem. Rzeka również była nie zamarznięta. Raz jeszcze zaczerpnął dłonią wody i powąchał. Zapach był coraz silniejszy. Dygocząc z zimna, Charles wypro- stował się i spojrzał w górę rzeki. Przed sobą dojrzał Recycle Ltd, zakład przerobu gumy i tworzyw sztucznych. Znał się wystarczająco na chemii, by wiedzieć, że benzen wykorzystuje się jako rozpuszczalnik do obydwóch tych wyrobów. Benzen! 89 Owładnęła nim jedna myśl: benzen wywołuje białaczkę, właśnie białaczkę mieloblastyczną! Powiódł wzrokiem po linii nie zamarzniętej wody. Biegła ona prosto do domku miejsca, w którym Michelle spędzała więcej czasu niż gdzie- kolwiek indziej. Jak oszalały rzucił się w stronę domu. Potknął się na nierównym śniegu i upadł, lądując na piersiach z wyciągniętymi rękami. Nic mu się nie stało, skale- czył sobie tylko podbródek. Poderwał się i pobiegł trochę wolniej. Wpadł do domu, z hukiem otwierając tylne drzwi. I tak napięta jak struna Cathryn mimowolnie krzyknęła z przestrachu, gdy Charles bez tchu wbiegł do kuchni. Półmisek wysunął jej się z rąk i rozbił o pod- łogę. Potrzebny mi jakiś pojemnik wydyszał Charles, nie zwracając uwagi na jej reakcję. W drzwiach prowadzących do jadalni pojawiła się Gina. Na jej twarzy malo- wała się groza. Za nią wyrósł jak spod ziemi Chuck, po czym przepchnął się do kuchni. Stanął pomiędzy Cathryn i Charlesem, nie licząc się z tym, że jest niższy od ojca. Charles dyszał ciężko. Po chwili udało mu się powtórzyć, czego chce. Pojemnik? spytała Cathryn, odzyskując częściowo równowagę. Jaki pojemnik? Szklany. Z nakrętką. Po co? %7łądanie Charlesa wydawało się Cathryn niedorzeczne. Na wodę ze stawu odparł. Za Giną pojawił się Jean Paul. Wyciągnęła rękę, nie wpuszczając go do kuch- ni. Na co ci potrzebna woda ze stawu? spytała Cathryn. Chryste! Co to, przesłuchanie? wydusił z siebie Charles i ruszył w stronę lodówki. Chuck usiłował zagrodzić mu drogę, ale ojciec po prostu zmiótł go na bok. Chłopak potknął się i Cathryn go podtrzymała, chroniąc przed upadkiem. Charles odwrócił się, słysząc hałas, i zobaczył, że Cathryn przytrzymuje syna. Co tu się, do diabła, dzieje? zapytał z naciskiem. Chuck zaczął się szarpać w uścisku Cathryn, mierząc ojca wrogim spojrze- niem. Charles powiódł wzrokiem po ich twarzach. Gina i Jean Paul wyglądali na wstrząśniętych, Chuck na wściekłego, a Cathryn na przestraszoną. Nikt się jed- nak nie odezwał. Cała scena sprawiała wrażenie filmowej stopklatki. Potrząsnął z niedowierzaniem głową i odwrócił się do lodówki. Wyciągnął słoik z sokiem jabłkowym i zamknął drzwiczki. Bez chwili wahania wylał resztę soku do zlewu, dokładnie wypłukał słoik i zerwał z haczyka swoją kurtkę na baranku. W drzwiach obrócił się, by spojrzeć na rodzinę. Nikt się nie poruszył. Nie miał pojęcia, co się 90 dzieje, ponieważ jednak teraz ważniejsze było dlań co innego, wyszedł nie po- święcając więcej uwagi tej osobliwej scenie. Cathryn rozluzniła uścisk na ramieniu Chucka i wpatrzyła się w zamknię- te drzwi, przypominając sobie niepokojącą rozmowę z doktorami Keitzmanem i Wileyem. Wówczas pytania o stan emocjonalny Charlesa wydawały się jej nie- dorzeczne, teraz wszakże nie była tego już taka pewna. Bez wątpienia wybiegnię- cie w środku zimy na dwór bez kurtki po to tylko, by po półgodzinie powrócić w stanie krańcowego podniecenia po pojemnik na wodę ze stawu, było co naj- mniej dziwne. Nigdy mu nie pozwolę cię skrzywdzić Chuck odrzucił nerwowo włosy do tyłu. Skrzywdzić? powtórzyła zaskoczona Cathryn. Twój ojciec mnie nie skrzywdzi! Boję się, że uległ podszeptom diabła powiedziała Gina. Jeśli tak, nie wiadomo, do czego może się posunąć. Mamo, proszę! jęknęła Cathryn. Charles ma załamanie nerwowe? zapytał stojący w drzwiach Jean Paul. Już kiedyś je przeżył odrzekł Chuck. Dość tego powiedziała surowo Cathryn. Nie chcę słuchać, jak wyra- żacie się o ojcu bez szacunku. Strasznie przejął się chorobą Michelle. Spojrzała na stłuczony półmisek. Czyżby rzeczywiście Charles przechodził załamanie nerwowe? Zdecydowała, że następnego ranka porozmawia o tym z dok- torem Wileyem. Przeraziła ją sama myśl o takiej ewentualności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|