[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 126 - S R - Guy, proszę... - wyszeptała. Przerażało ją, że był taki twardy, ale jednocześnie rozniecało w niej emocje, których nie rozumiała i nad którymi nie potrafiła zapanować. - Prawisz mi nieustannie kazania. O zaufaniu, honorze, przyzwoitości. Honoru i przyzwoitości masz niewątpliwie pod dostatkiem, może aż w nadmiarze, ale co z zaufaniem? Osądzasz każdy mój dawny związek, a ja muszę wciąż toczyć z tobą batalie! Dostrzegła w jego oczach ból i serce załomotało jej w piersi. - Guy, nie potrafię sobie poradzić z tym, co czuję... - Rozpłakała się prawie. Chciała rzucić się w jego ramiona, ale wściekłość w jego oczach kazała jej się zatrzymać. - Potrzebuję trochę czasu do namysłu... Zapadła śmiertelna cisza. Jego smutne szare oczy spotkały się z jej zielonymi. Ich twarze były szare jak popiół. - Oczywiście. - Jego dłoń przez moment dotknęła jej twarzy i zaraz cofnęła się. - Możesz mieć tyle czasu, ile tylko zechcesz, Virginio. Możesz zastanawiać się przez całą wieczność... - powiedział z gorzką ironią. Dławiąc w sobie rozpacz patrzyła, jak drzwi cicho zamykają się za nim. Usłyszała jeszcze trzask drzwi frontowych i aston martin z piskiem opon ruszył sprzed domu. Stała tak nieruchomo, rozdarta wewnętrznie, dopóki Charles nie przyszedł i nie zapytał, czy nie wybrałaby się z nim do Lucy, do szpitala. - Czy on nie jest po prostu cudowny, Virgie? - Lucy leżała wsparta na poduszkach, na wąskim szpitalnym łóżku, tuląc w ramionach zawiniątko. Jej palce z miłością gładziły czarne włoski, które jej synek odziedziczył po Charlesie. Uśmiechała się promiennie. - Jest wspaniały - powiedziała cicho Virginia. - Ma tak samo błękitne oczy jak ty... - Nie mogę uwierzyć, że już jest po wszystkim. - 127 - S R - Kiedy Dawid Guy Chester zdecydował, że pora przyjść na świat, nic nie mogło go przed tym powstrzymać. - Charles zaśmiał się i połaskotał dziecko pod bródką. - Nie sądzisz, Ginny, że przypomina trochę tatę? - Słucham? - Virginia ma w tej chwili inne sprawy na głowie - powiedział ojciec, przyglądając się jej uważnie. Wszyscy spojrzeli z zainteresowaniem na jej bladą zatroskaną twarz. - Dlaczego Guy nie przyszedł? - spytała nagle Lucy z pretensją w głosie, a Virginia zadrżała niespodziewanie. - Chcieliśmy z Charlesem, żeby został ojcem chrzestnym. Czy Charles mówił ci o tym? - Tak, powiedział mi. Zapanowała niezręczna cisza. - O co chodzi? - dopytywała się Lucy, przenosząc wzrok z jednej twarzy na drugą. - Czy coś jest nie tak? - Istnieją pewne różnice w poglądach pomiędzy Guyem i Virginią - ostrożnie wyjaśnił Charles. - Boję się, że zrobiłam coś w rodzaju sceny - wyznała zakłopotana Virginia. - Oskarżyłam Guya, że sprzedał Chesterów konkurencji, a okazało się, że ma wręcz przeciwne plany... Była śmiertelnie zrozpaczona. Wykopała przepaść między sobą i Guyem. Stał się nagle taki daleki i obojętny. Czy tego właśnie chciała? Powiedział jej kiedyś, że brak zaufania niszczy związki między ludzmi. Czy do tego właśnie doprowadziła? Czy zniszczyła to, co Guy czuł do niej, czymkolwiek by to było? - W pewnej chwili ich spór stał się tak osobisty - dodał Charles - że zmusił nas z tatą do odwrotu! Lucy patrzyła uważnie na Virginię i oczy błyszczały jej z ciekawości. - W jakim sensie osobisty? - spytała życzliwie. - Czy jest coś między tobą a Guyem? Wbrew wszystkiemu, zawsze miałam nadzieję, że zejdziecie się ze sobą! - 128 - S R - I tak się stało, na krótko, ostatniej nocy - wyznała Virginia z goryczą, rumieniąc się pod badawczym spojrzeniem ojca. - Nie przejmuj się, tato. Mam dwadzieścia jeden lat i nie potrzebuję niczyjej zgody. - Zdaję sobie z tego sprawę, kochanie. - Reakcja jej ojca była łagodniejsza, niż się spodziewała. - Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma... - Virginia przygryzła wargę, aby nie obdarzyć go uśmiechem. - Wy dwaj, uciekajcie stąd! - Lucy królewskim gestem odprawiła męża i teścia. - Chcę porozmawiać z Virgie! A teraz - powiedziała, kiedy po niezliczonych protestach, wreszcie usłuchali jej polecenia - opowiedz mi o wszystkim! Możliwość zwierzenie się Lucy z kłopotów sprawiła Virginii prawdziwą ulgę. Jak to dobrze móc zrzucić z siebie ten ciężar, pomyślała, kończąc opowieść o ostatnich wydarzeniach. Pominęła w niej jedynie Mortimera i pewne ściśle intymne szczegóły. - O Nicoli Schreider, to prawda - potwierdziła Lucy, kołysząc syna w ramionach, gdy tylko jego zachowanie zaczynało wskazywać na to, że zamierza zaprezentować moc swoich płuc, o której wspominał Charles. - Dziś rano przyjaciółka mówiła mi, że Nicola zaręczyła się z jakimś facetem z Northamp- tonshire, dziedzicem tytułu swego stryja. - A więc czemu mnie okłamała? - Pies ogrodnika - powiedziała Lucy kwaśno. - Jeżeli ona nie może mieć Guya, dlaczego miałby go mieć ktokolwiek inny? - Wygląda na to, że Guy zmienia kobiety jak rękawiczki - wymamrotała Virginia z przekąsem i poczuła, że serce jej krwawi. - Jesteś w nim zakochana i założę się, że i on szaleje za tobą. Widziałam, jak na ciebie patrzył! Na pewno przekonasz się, że odpowiednia kobieta, to wszystko, czego Guyowi potrzeba. - 129 - S R
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|