[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kłębka, wplątałam we własny. Nie poznajesz mnie? Będę nad tobą krążyć, ogromna ćma. Oblecę cię pętlą. Z gabloty pryska jasne sztuczne światło, co się dziwisz? yle trafiłaś. Nie wymagaj ode mnie, żebym była uczciwa. Ja? Jestem sztuczna. %7łeby sobie coś załatwić, żeby mi ktoś wybaczył głupie słowa, mówię z patosem, bo czuję i lubię przesadę. Nie będę stonowana. Chcę, żeby moje nogi mieściły się w rękawach moich bluzek. Chcę się ubierać w bluzki ze sklepu dla dzieci. Nie mogę być obiektywna. Obiektywizm powoduje, że nie masz szans wierzyć, uczciwość podcina żyły temu, na czym mogłoby ci zależeć. Na przykład na odchudzaniu. Owszem, mam wątpliwości, czy dobrze robię. Kiedy ruszają mi się twoje zęby. Kiedy łykam dziewięć tabletek witaminowych dwa razy dziennie. %7łeby nie drżały mi twoje mięśnie, żebym miała twoje ładne włosy, żebym nie miała twoich pryszczy. %7łeby moja skóra miała zdrowy odcień. Mam wątpliwości, oczywiście. Bo ty przeze mnie wydłubujesz resztki skóry spod moich paznokci, żeby nas obie nakarmić. yle trafiłaś. Bo bardziej od ciebie lubię jednak. Kiedy spełnia się moje marzenie, żebyś się przeze mnie zle czuła. Upijaj się szklankami spirytusu, bo nie możesz mnie mieć aż do śmierci. Bo ja swoje piękno produkuję dla siebie. Tobie się, Klara, tylko wydaje, że masz jego kawałek. W bólu brzucha i drżących powiekach. Masz problem, Klara. Bo ja nie boję się być dla ciebie tym, czym ty dla mnie nie jesteś. A teraz skończę opowieść o obiedzie. Nie szarp się tak, bo zabraknie ci powietrza w tym twoim szkle wystawowym. Jem. Chciałabyś wytrącić mi sztućce z rąk, widzę cię. Wydymasz policzki w szkle kieliszka. Przestań. Twoje latające ręce okrywają mnie kocem dreszczy. Ale jem. Chciałabyś wybudzić mnie z tej hipnozy smaku. Ale jesteś tylko filmem wyświetlanym na twardszym powietrzu. To ja mam negatyw. Mimo ciebie, Klara. Jem. W półmroku restauracji. W takim świetle w kinie widać kurz w powietrzu. Muzyka do kotleta, Massimiliano robi z obiadu film. Mamy napisane dialogi. Odgrywam kogoś, kim będę, jak wreszcie schudnę. Przedrzezniam Massimiliano, kiedy zle wymawia polskie słowa. Potakuję, kiedy pyta, jak smakuje. Gram celująco pięknie. Układam stopy równo i równolegle. Uważam na zasady, wiem, czym rybę się je. Jak odkłada widelce. Pamiętam. %7łeby rozłożyć serwetkę na kolanach. Wystawiam się do nieistniejącego obiektywu. Obiad. Makarony. Nadziewane mięsem placki. Ser, a przecież wiadomo, że ser jest tłusty. Talerz z rybami, usmażone w cieście papryki i ziemniaki. Noże, ostrzami w lewo. Serwetki, czyste paznokcie. Teatr Wielki Zębów. Cienie rozlane na obrusach. Podoba mi się takie kurwienie. Sprzedaję głód, który do tej pory wytrzymywałam. Klara, ty też go wytrzymywałaś. Wszystko dlatego że mnie obsługują. Gram panienkę w pałacu kelnerów. Następnego dnia czuję się tak, jakbym wpadła do studni. Siedzę na mokrych liściach, kawałkach butelek i splunięciach. W ciemności. W setkach ciemności. Siedzę na łóżku, wokoło rozrzucone ubrania, prezenty. Mierzę. Podwijam bluzkę, przyciskam jej brzeg. Brodą do mostka. Trzymam w palcach wałek brzucha. Podgryzam policzki od wewnątrz. %7łeby bolało. - Po co się odchudzałaś? Po co sobie zabraniałaś?! Powinnaś być dumna z siebie takiej, jak na początku. Nie nadajesz się. Przegryzam skórę policzka. Krew cieknie i nie chce schnąć. Wydaje mi się zabawne. %7łe mogę zejść na dół, do Sary. Usiąść przy stole, czekać, aż zacznie ciec. Wymuszę zainteresowanie. Po południu dzwonimy z babcią do mamy. Ma miły głos. Pyta, czy mamy do jedzenia na plaży coś, co się nie psuje. Podczas. Tych. Strasznych. Upałów. Upałów, które pokazali w Wiadomościach. Pokazując kobietę wchodzącą do fontanny w Rzymie. Mama mówi, że kobieta wyglądała jak Angielka. Chude nogi, duże zęby, włosy ścięte na chłopaka i okulary w złotej oprawce. Mama nie pyta, czy się opaliłam. %7łeby przechytrzyć głód, idę spać o 18. Przed snem szerokimi cążkami do obcinania paznokci wycinam skórę z podeszew stóp. Na wierzchu cienkie paski skóry są twardsze. Pod spodem miękkie. Gryzie się je jak zaschnięty klej z grzbietów książek. Ciało jest konkurencją dla zasad. Duszę przeciwnika. Nareszcie się uśmiechasz, Klara. Od razu ci ładniej. Wyjeżdżamy z babcią dwudziestego siódmego sierpnia. Brudne od piwa dżinsy spadają mi z brzucha. Gładzę kości biodrowe, jak gładzi się nowy, za drogi samochód. Rozłożonymi palcami. Podziwiam przez skórę. Niceo już nie zobaczę. Ale. Umiem ładnie chodzić, podnoszę głowę. Nie oddam i nie stracę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|