Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzał na nią pytająco.
- Czy przypominasz sobie spacerową suknię, którą miałam na sobie podczas naszej przejażdżki w parku?
- Tę brzoskwiniową?
- Taak. To była suknia mojej matki... dopiero co przywieziona od modystki. Obawiam się, że ucierpiała o wiele
bardziej niż ja, kiedy konie pana Harrisona się spłoszyły. Niestety matka zauważyła to drobne rozdarcie, zanim
zdążyłam je naprawić.
- I pewno bardzo się jej to nie spodobało? - Ethan zachichotał.
- Ano tak. Teraz nie wolno mi nawet spojrzeć w kierunku jej pokoju, nie wspominając nawet o dotknięciu
klamki. A jeżeli chodzi o pożyczenie którejkolwiek z jej sukien, no cóż... Zaoszczędzę nam obojgu wstydu, jeżeli
pominę niektóre określenia matki. Pomimo całej swej rodzicielskiej miłości wyraziła się dość jasno, co myśli na
temat osób pożyczających bez pytania wieczorowe suknie przygotowane na specjalne okazje.
- Domyślam się, że lady Sommes przyłapała cię w tej sukni, którą miałaś na sobie w teatrze - przytaknął ponuro.
Colly tylko przewróciła oczyma, doprowadzając Ethana do kolejnego wybuchu śmiechu.
- Więc ja muszę występować w sukniach z poprzedniego sezonu, a pan, milordzie, skoro obiecał mi podwiezienie
do Aymesley, musi znosić towarzystwo kocmołucha. Jeżeli chce się pan wycofać, jest to pana ostatnia szansa.
- Mam wrażenie, że towarzystwo londyńskie wybaczy mi tę drobną wpadkę.
- Mam nadzieję, że ma pan rację.
- A ja mam nadzieję, że skończy pani opowiadać głupstwa, gdyż pani towarzystwo to jak zwykle prawdziwy
zaszczyt.
Gdy doszli do schodów, Ethan zaofiarował jej ramię. Okazało się to bardzo potrzebne, gdyż pod wpływem
nieoczekiwanego komplementu kolana Colly jakoś dziwnie się ugięły.
41
Nie padło między nimi już ani jedno słowo do czasu, aż Colly została odeskortowana do oszałamiająco pięknej
nowej dwukółki, utrzymanej w ciemnej zieleni i przygaszonej żółci.
- Ależ mój drogi, jazda w takim powozie jest prawdziwym zaszczytem. I choć nie bardzo się na tym znam, jestem
święcie przekonana, że to nie jest zeszłoroczny model.
Uśmiechając się w odpowiedzi Ethan pomógł jej wsiąść. Siedzenia pokryte były skórą.
- Istotnie, jest to nowy nabytek, lecz zapewniam cię, że w drodze spisuje się doskonale. Możesz mi wierzyć, że
tym razem nic złego się nie stanie.
- Z pewnością nie, tym bardziej że to ty powozisz.
Ethan usiadł obok niej, po czym, ponieważ wyprawa za miasto nie pozwalała na obecność przyzwoitki, zawołał
do chłopca trzymającego za uzdy parę rączych bułanków o czarnych grzywach:
- Jedziemy, mój mały!
- Tak, panie - odrzekł młodzieniec i obiegłszy powozik, wskoczył na tylną platformę dwukółki.
Ruch na ulicach o tej porze był wyjątkowo duży; piesi - węglarze, kotlarze i mleczarze - wchodzili w drogę
konnym policjantom, damom wiezionym na przejażdżki w powozach i dżentelmenom w sportowych powozikach.
Na kakofonię dzwięków składały się pokrzykiwania, wrzaski i rżenie koni. Nie chcąc przeszkadzać Ethanowi,
Colly siedziała bez słowa z dłońmi złożonymi na kolanach.
Kiedy już przekroczyli Tamizę i pięli się drogą między sadami i polami, Ethan puścił wodze i pozwolił koniom
wybrykać zapas zgromadzonej przez czas stania w stajni energii. Choć Colly bardzo podobała się jazda w
szalonym galopie, była zadowolona, gdy w małej wiosce Wimbledon Ethan ściągnął wodze i zatrzymał konie, by
trochę odetchnęły.
Podczas gdy młody służący poprowadził bułanki do pobliskiego strumyka, by mogły się napić, Ethan i jego
towarzyszka udali się na przechadzkę wzdłuż strumienia. Zatrzymali się na chwilę przy uroczym, starym
kamiennym mostku. Ponieważ na brzegu strumienia kwiatom nigdy nie brakowało wody rosły tam ogromne kępy
niezapominajek, kaczeńców i stokrotek.
- Zastanawiam się, czy ten mostek jest zabytkowy - rzekła Colly, gdy przystanęli, by podziwiać kwiaty.
- Nie wydaje mi się. Ma chyba nie więcej niż sto lat. Czyżby miała pani ochotę na zwiedzanie miejsc o histo-
rycznym znaczeniu?
- Ja? Ależ skąd, mój drogi. Przypomniała mi się opowieść Gilly o podróży przez te strony.
Kiedy Colly opowiedziała Ethanowi o upodobaniach starszej pani Kittridge do pokazywania znajomym  cieka-
wych miejsc, oboje bardzo się uśmiali kosztem biednej dziewczyny.
- Nie mieści mi się w głowie, jak to się dzieje, że kraj, który wydał na świat jedne z najpotężniejszych umysłów,
przez wieki, pokolenie za pokoleniem, produkuje słodkie idiotki bez żadnego pożytku dla społeczeństwa
- Odpowiedz jest bardzo prosta. - Colly postanowiła bronić swej płci. - Wielkie umysły, o których mówiłeś, nie
są, niestety, tak liczne jak legiony półgłówków i kretynów zapełniających nasz kraj. I gdyby ktokolwiek, nie daj
Boże, zainteresował się edukacją młodych kobiet, może wreszcie zdałyby sobie sprawę, za jakich idiotów
wychodzą za mąż. Wyobraz sobie, jak wyglądałoby społeczeństwo, gdyby kobiety wiedziały, że nie muszą
podporządkowywać się wyżej wspomnianym głupcom, których poślubiły. Zastanawiam się, jak by się to mogło
skończyć.
- Chwileczkę - przerwał jej Ethan. - Pozwól, że zapytam, czy dobrze zrozumiałem twoją teorię, gdyż nie uważam
się za jeden z owych wspaniałych umysłów. Choć - dodał - bezczelnie uważam, że nie jestem także ani idiotą, ani
półgłówkiem. Czyżby uważała pani, że dla dobra naszej cywilizacji kobiety powinny pielęgnować raczej swój
umysł niż urodę, gdyż rodzaj męski lepszy jest w gapieniu się niż w myśleniu?
- Wiedziałam, że mogę zaufać pańskiej domyślności.
Doszedłszy jednak do wniosku, że dość już tych niemądrych żartów, Colly zapytała Ethana o coś, co gnębiło ją
od czasu spotkania z jego wujem.
- Pan Philomen Delacourt wspomniał coś o twoim zainteresowaniu szkolnictwem. Chciałabym poznać twe zdanie
na ten temat, gdyż jestem poważnie zaangażowana w obniżenie opłat w naszej szkółce niedzielnej, tak by nawet
najmłodsze dzieci mogły uczestniczyć w zajęciach. Bo jak mają robić coś pożytecznego w życiu, tak chłopcy, jak i
dziewczęta, jeżeli odmówi się im nawet tak podstawowej pomocy jak nauka czytania i pisania?
- Masz oczywiście rację.
Ethan przyglądał się dziewczynie i Colly miała wrażenie, że naprawdę go to interesuje.
- Jeśli dobrze pamiętam, twój wuj wspominał, że zamierzasz zająć miejsce w parlamencie.
- Tak, ale tylko wtedy, kiedy będę wiedział, że mogę coś zdziałać. Jakiś rok temu została utworzona w Londynie
komisja, która ma stwierdzić, jakie są szanse na kształcenie biedoty. Chciałbym przeczytać raporty tej komisji
dotyczące różnych szkół w kraju. Musimy budować na tym, co jest dobre w obecnym systemie... a sporo jest
dobrego. Niestety, jest też sporo spraw wymagających natychmiastowej interwencji.
- Mam nadzieję, że zaczniecie od zle wykształconych nauczycieli.
- To jest drugie w kolejności zadanie. O wiele ważniejsze są same budynki, w których odbywają się lekcje.
Uważam, że dzieci nie powinny spędzać tylu godzin, a nawet lat swego życia, w miejscach, które mogą być
42
przyczyną wielu chorób. Za sale lekcyjne często służą ciemne pokoje, często bez okien, nawet chłodne i wilgotne
piwnice. Tak nie powinno być. Obawiam się, że złe wykształcenie naszych dzieci uderzy w nas wszystkich, że
naprawdę będziemy musieli wypić piwo, którego nawarzyliśmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Check Your English Vocabulary for Human Resources 0747569975
     : Resnick Mike 01 Wróśźbiarka Wróśźbiarka
     : Saski Mirek Piesni o ludziach ziemi t 2 kamienie slonca i serca
     : Joel Rosenberg 04 The Heir Apparent
     : Jeff Head Dragon's Fury 5 Eagles Talons
     : Fortune's Sharp Adversity Angel Martinez
     : Jerry Pournelle & Roland Green Janissaries 3 Storms of Victory
     : Darcy, Emma The Aloha Br
     : Moje wspomnienia 1840 1863 Adolf Bakanowski (1913)
     : Amber Green [The Huntsmen 03] The Bareback (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • yours.opx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT