[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bosonogimi karmelitami z powodu reguł, ustanowionych przez świętą Teresę z Avila. Sandały stanowią jeden z punktów regulaminu. Jeśli bowiem potrafimy zapanować nad ciałem, możemy również uzyskać władzę nad duchem. Teresa była piękną dziewczyną, którą ojciec umieścił w klasztorze, by zdobyła tam wszechstronne wykształcenie. Pewnego dnia, idąc klasztornym korytarzem, zaczęła nagle rozmawiać z Chrystusem. Jej uniesienia były tak silne, tak głębokie, że oddała się im bez reszty i w bardzo krótkim czasie całe jej dotychczasowe życie uległo zmianie. A gdy przekonała się, że klasztor karmelitanek staje się domem schadzek, postanowiła sama zawiązać zakon, który przestrzegałby ściśle właściwych nauk Chrystusa i karmelu. Zwięta Teresa musiała stoczyć walkę nie tylko ze sobą, ale i z potęgami tamtej epoki: Kościołem i Państwem. Mimo to nie zawahała się pójść dalej, przekonana o słuszności swojej misji. Pewnego dnia, gdy słabła już siła jej ducha, jakaś kobieta odziana w łachmany stanęła u wrót klasztoru. Chciała za wszelką cenę uzyskać posłuchanie u matki przełożonej. By ją odprawić, zarządczyni klasztoru ofiarowała przybyłej jałmużnę, ale kobieta stanowczo odmówiła. Nie chciała odejść, zanim nie uzyska widzenia z Teresą. Czekała cierpliwie przez całe trzy dni bez jedzenia i picia. Przeorysza, ujęta współczuciem, pozwoliła jej w końcu wejść do środka. - Ona jest całkiem obłąkana - oponowała zarządczyni. - Gdybym słuchała tego, co mówią inni, doszła-bym pewnie do wniosku, że ja sama jestem obłąkana - rzekła matka przełożona. - Być może ta niewiasta popadła w tę samą obsesję, co i ja, obsesję obrazu Ukrzyżowanego Chrystusa. - Zwięta Teresa rozmawiała przecież z Chrystusem - wtrąciłam. - To prawda. Ale wróćmy do opowieści. Matka przełożona zgodziła się w końcu przyjąć ową kobietę. Nazywała się ona Maria Jesus Yepes i pochodziła z Grenady. Gdy była jeszcze młodą zakonnicą w tamtejszym karmelu, ukazała się jej Matka Boska i nakazała stworzyć zakon według pierwotnych reguł. Tak jak świętej Teresie - pomyślałam. - Jeszcze tego samego dnia Maria Jesus porzuciła zakon i udała się boso do Rzymu. Dwa lata trwała jej pielgrzymka. Spała pod gołym niebem, cierpiała to z zimna, to ze skwaru, żyjąc z litościwych darów. Cudem dotarła na miejsce. Ale jeszcze większym cudem było to, że sam papież Pius IV udzielił jej audiencji. - Ponieważ inni również, jak papież i Teresa, myśleli o tym samym - zakończyłam. Podobnie jak Bernadecie nie znana była decyzja Watykanu, podobnie jak małpy z innych wysp nie wiedziały nic o doświadczeniach swych sąsiadek, tak samo Maria Jesus i Teresa nieświadome były nawzajem swych odkryć. Powoli zaczynało do mnie docierać znaczenie tego wszystkiego. Tymczasem wędrowaliśmy przez las. W górze bezlistne gałęzie drzew pokrytych śniegiem przyjmowały pierwsze promienie słoneczne. Mgła rozproszyła się zupełnie. - Wiem, do czego zmierzasz, ojcze. - Nastały czasy, w których wielu ludzi otrzymuje to samo przykazanie. %7łyjcie marzeniami. Niech wasze życie stanie się drogą wiodącą do Boga. Czyńcie cuda. Uzdrawiajcie. Prorokujcie. Słuchajcie waszego Anioła Stróża. Bądzcie wojownikami szczęśliwymi w walce. - Narażajcie się na ryzyko - dorzuciłam. Słońce skąpało wszystko wokół. Znieg iskrzył się, a nadmiar jasności raził oczy. Ta światłość zdawała się dopełniać to, o czym mówił ksiądz. - Ale jaki to ma związek z nim? - Przedstawiłem ci tylko piękniejszą stronę historii. Nie wiesz jednak, co działo się w duszach bohaterów. Zamilkł na dłużej. - Wezmy chociażby cierpienie - ciągnął dalej. -W okresach przeobrażeń zawsze pojawiają się męczennicy. Bowiem nim ludzie będą mogli pójść drogą swoich marzeń, ktoś musi poświęcić siebie. Wystawić się na pośmiewisko, na prześladowania, na wszystko, co godzi w słuszność jego działań. - To przecież Kościół palił czarownice, ojcze. - To prawda. A Rzym rzucał chrześcijan lwom na pożarcie. Ci, którzy ginęli na stosie lub na arenie, od razu dostąpili wiecznej chwały - tym lepiej dla nich. Ale w naszych czasach rycerze światła ścierają się z czymś dużo okrutniejszym niż męczeńska śmierć w aureoli chwały. Zjadani są powoli przez wstyd i upokorzenie. Tak stało się z niewinnymi dziećmi z Fatimy. Jacinta i Francisco zmarli w ciągu kilku miesięcy. Lucia ukryła się w klasztorze, z którego nigdy więcej nie wyszła na świat. - Nie był to jednak przypadek Bernadety. - Oczywiście, że tak. Poznała smak więzienia, upokorzenia, niełaski. Zresztą on na pewno ci o tym opowiadał i cytował słowa towarzyszące Objawieniu. - Tylko niektóre. - W czasie objawień w Lourdes Najświętsza Panna nie powiedziała wiele. Jej słowa mogłyby się zmieścić na połowie kartki z zeszytu. Jednak rzekła do małej pasterki: Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie. Dlaczego więc wśród tych niewielu słów wypowiedzianych przez Marię znalazła się przestroga dla Bernadety? Ponieważ Maria dobrze wiedziała, ile upokorzeń spotka dziewczynkę, jeśli tylko zgodzi się spełnić jej posłanie. Patrzyłam na słońce, na śnieg, na ogołocone z liści drzewa. - On jest buntownikiem - ciągnął i czuć było pokorę w jego głosie. - Posiada władzę, rozmawia z Najświętszą Panną. Jeśli potrafi wykorzystać swoją moc, może zajść daleko, stać się przewodnikiem duchowym ludzkości w dobie przemiany. Zwiat przeżywa teraz bardzo ważny moment. Jeśli jednak wybierze tę właśnie drogę, będzie musiał cierpieć. Jego objawienia są bowiem przedwczesne, a ja znam wystarczająco duszę ludzką, by wiedzieć, co go czeka. Ksiądz zbliżył się do mnie i ujął mnie za ramiona. - Błagam cię - dorzucił. - Uchroń go od cierpienia i tragedii, które na niego czyhają. On im nie podoła. - Jestem w stanie zrozumieć miłość, jaką go darzysz, ojcze. Pokręcił przecząco głową. - Nic nie rozumiesz. Jesteś zbyt młoda, by znać okrucieństwo tego świata. Oboje jesteście zbuntowani. Pragniecie razem zmienić świat, wskazać innym drogę, sprawić, aby wasza miłość przerodziła się w legendę, którą będzie się powtarzać z pokolenia na pokolenie. Wierzysz jeszcze, że miłość może zwyciężyć. - A czy nie może? - Z pewnością tak, ale miłość zwycięży w swoim czasie, wtedy gdy ustanie już ludzki spór o Niebo. - Kocham go. I wcale nie mam zamiaru czekać końca ziemskich sporów, aby pozwolić zwyciężyć mojej miłości. Zapatrzył się w dal. - Nad rzekami Babilonu, tam myśmy siedzieli i płakali - rzekł, jakby mówił sam do siebie. - Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy. - Jakież to smutne - powiedziałam. - To pierwsze strofy jednego z psalmów, który mówi o wygnaniu, o tych, co pragną wrócić do Ziemi Obiecanej, ale nie mogą. A wygnanie to trwać będzie jeszcze długo. Cóż mogę uczynić, by zapobiec cierpieniu kogoś, kto zbyt wcześnie pragnie powrócić do raju? - Nic, mój ojcze. Zupełnie nic. - Oto i on - rzekł ksiądz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|