[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odległości nie większej niż metr ode mnie. Nie żadna kula, maszyna czy przyrząd... Samo światło. Szłam ku niemu, a ono prowadziło mnie. Przez ciemność! Tylko Księżyc świecił... W złączeniu z Alfa Panny. Wkrótce zresztą znikł. I on, i gwiazdy... Pozostała tylko ciemność, i to światło... i tak szłam chyba z kwadrans... może dłużej... Jakby pod górę, potem w dół, i znów pod górę... Nie spojrzałaś na zegarek? To może być ważne. Nie pomyślałam o tym. Na niewiele by się to zresztą zdało. To są jakby ruchome chodniki... Więc nie znasz ani kierunku, ani odległości? To fatalne. A zresztą... z pewnością już go tam nie ma powiedział na wpół do siebie. Nie potrzebujesz się martwić o statek. Stoi na swoim miejscu. Widzę go... Gdzie?! Milczała. Spojrzał w kierunku, w którym zwrócona była jej twarz. Ale tam wznosił się tylko szereg gigantycznych budowli, u których podnóża, poprzez niezwykle szeroką arterię komunikacyjną toczył się nieprzerwanie strumień błyszczących w słońcu owadów . Gdzie widzisz statek? ponowił pytanie przenosząc wzrok na Helię. Uczuł nieprzyjemny skurcz w krtani. Helia miała oczy zamknięte. Ależ ty... urwał w pół zdania. Mia ścisnęła jego dłoń aż do bólu. Spojrzał na nią pytająco. Pokręciła przecząco głową. Zrozumiał... Czy daleko stąd do statku? spytała Mia, z trudem ukrywając niepokój. Chyba... nie. Helia stała nadal nieruchomo. Więc nie możesz wskazać nam kierunku? spytał Rost z ponurą rezygnacją. Mogę. Pokaż ręką. Tam! wskazała przed siebie. Za tą najwyższą iglicą? W niej. W tym gmachu?! Przecież wylądowaliśmy na jakimś rozległym, płaskim terenie, otoczonym lasem. Widzieliśmy wszyscy! Tak. Pamiętam, i widzę. O! Wyraznie widzę! Statek stoi w samym centrum tej płyty... To chyba płyta?... Nic się nie zmieniło. I to wszystko ma być w tej iglicy?! Bzdura! nie wytrzymał Rost. Nie odpowiedziała, tylko pochyliła głowę. Przez twarz jej przebiegł nerwowy skurcz. Otworzyła oczy. Chwilę patrzyła wpółprzytomnie na Rosta i Mię. Dotknęła ręką czoła. Co to było? wyszeptała na wpół do siebie. Rost uśmiechnął się gorzko. Miałaś jakieś halucynacje... rzucił ponuro. Obawiam się... Nie! przerwała Helia gwałtownie. To nie była halucynacja! Widziałam nasz statek!... W tamtej iglicy?! Na rozległym placu... Otoczonym lasem... dorzucił z ironią. Tak potwierdziła niepewnie. To niby nonsens... Ale wiem. Wiem, że tak jest... naprawdę! dodała z wysiłkiem. Uspokój się powiedziała Mia łagodnie, Jesteś zmęczona. Nie. Czuję się zupełnie dobrze... Tylko... Tylko co? Jakoś dziwnie... Zaczęło się to już wczoraj... W takiej niedużej sali... Gdy patrzyłam na swoje myśli... Co ona plecie? Rost pochylił się nad uchem Mii. Mimo iż powiedział to bardzo cicho, Helia dosłyszała. Nie plotę, Rost. Widziałeś te ściany? Tam w tym niby atrium. Oczywiście. Mówisz o wstęgach i plamach barwnych ? Tak. To odbicie twoich myśli. Zwiadomych, a być może i podświadomych procesów w mózgu. Bzdura! Przyjrzyj się dobrze. Możesz przecież eksperymentować. Przekonasz się, że mam rację. Chodzmy tam! zapaliła się Mia. Nie! Rost chwycił ją za rękę. Jeśli w tym, co mówi Helia, jest choć trochę prawdy, tamto wnętrze jest czymś w rodzaju aparatu do czytania myśli. Nie chcę, aby te potwory wdzierały się w głąb mej psychiki. Aby ją poznały i zrobiły ze mną to, co uczyniły z Helią. Helia zdawała się nie słyszeć ostatniej uwagi. Nie mów tak o nich. To nie potwory. To ludzie. Inni niż my to prawda. Inni fizycznie i psychicznie. Ale doskonalsi, potężniejsi, lepiej widzący świat... A więc już tak daleko zaszło? wyszeptał z niekłamaną zgrozą. Powiesz może: piękniejsi i szczęśliwsi?... Nie powiem, Rost. Jestem głęboko przekonana, że każda epoka ma swój specyficzny ideał piękna i szczęścia. Nieporównywalny historycznie. Spojrzał na nią z uwagą. Co się z tą Helią dzieje? Niby jest taka jak zawsze: trzezwa, rozumująca jasno i logicznie. To znów za chwilę bredzi jak w gorączce. Jeśli to samo ma się stać i z nimi?... Co było pózniej? Mów dalej, Helio usłyszał dziwnie spokojny głos Mii. Szłaś więc za tym światłem?... Potem... światełko zgasło. Otoczyła mnie jasność. Byłam w jakimś gmachu. Przed sobą widziałam korytarz. Oświetlony. Niskie sklepienie... Ale, jak tylko weszłam w ten korytarz, stał się przestronny. Szłam wolno, a ściany zdawały się biec szybko gdzieś poza mnie. Byłam jednocześnie pewna, że wznoszę się w górę. Potem mgła. Nie wiedziałam wtedy, że to pola siłowe. Podejrzewałam nawet, że to sen. Potem sala. Bez sufitu. Widziałam gwiazdy i Księżyc wysoko na niebie. Te same gwiazdy i Księżyc co tam, na polanie... Na ścianach błyskały kolorowe ogniki... Rost słuchał i czuł, jak wzbiera w nim gniew na Helię, że mówi to wszystko tak jakoś bezosobowo, beznamiętnie, tonem pozbawionym wszelkich emocjonalnych odcieni. Opowieść zdawała się wydłużać, jakby rozwadniać, nie wnosząc, jak dotąd, wiele do tego, co znał ze swych własnych, zaledwie kilkudziesięciominutowych doświadczeń. Helia krążyła w labiryncie sal i korytarzy, które być może zresztą wcale nie były salami i korytarzami. Widziała jakieś twory, maszyny, których nie tylko przeznaczenie, ale nawet kształtu nie była w stanie określić. Jakieś ciecze czy gazy pulsujące w przezroczystych zbiornikach i przewodach. Jakieś nieruchome, zda się zastygłe w przerwanym z nagła procesie przypadkowych przeobrażeń, ni to istoty żywe, ni machiny, między którymi granica zagubiła się już dawno w setkach wieków postępu. W ciągu tych dwu dni Helia spała i odpoczywała niewiele. W sumie zaledwie około trzech godzin. Nie odczuwała też ani głodu, ani pragnienia, a inne naturalne funkcje fizjologiczne ulegały wyraznemu zanikowi. Konkretnych, uzasadnionych naukowo wniosków, czy choćby hipotez na temat zaobserwowanych zjawisk, nie podawała prawie wcale. Do wyjątków należało odkrycie korelacji między tokiem myśli a zmianą kształtu i barwy rzekomych elementów dekoracyjnych. Ale czy upoważniało to do stwierdzenia, że owe dynamiczne abstrakcje stanowią rzeczywiście odbicie tego, co działo się w jej mózgu? Zbyt wiele sądów było zawieszonych w próżni, nie popartych żadnym konkretnym dowodem, aby Rost mógł je przyjąć za prawdziwe. Helia zdawała sobie zresztą z tego sprawę. Była przekonana, że jest tak jak mówi, ale nie potrafiła określić zródeł tego przekonania. Nie ulegało wątpliwości, że umysł jej w ciągu tych kilkudziesięciu godzin znajdował się pod przemożnym wpływem sił rządzących planetą. Kim były istoty władające Ziemią? Jak wyglądały? Tego z opowiadania Helii nie można było dociec. Prawda! Mówiła o ludziach. O dziwnych istotach ludzkich, jakże niepodobnych do Rosta, Helii i Mii. Spotkała je kilkakrotnie w czasie swych wędrówek, Przeważnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|