[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamoyskich. Wjeżdżamy tam w ten, tj. park, zabieramy manatki i idziemy. Co za parki NAACZW, 1891 Jak żyję nie widziałem nic podobnego. Coś jak sen. Jakie tam są świerki, cyprysy, sosny Duglasa *, zatoki drzew i polany, gdzie kryją się posągi z kararyjskiego marmuru tu Tankred i Rozamunda, tam sarkofag Czartoryskich * gotyckie domki, zabudowania w kształcie baszt, pałacyk, oficyny i oranżerie. Zawracanie głowy jest Wilanów albo Opi-nogóra wobec tego parku. Tam jest coś tęsknego, jakaś melancholia posępna i cicha. Zwiedziliśmy szkółki drzew dzikich, park, pogadali z chłopami ubranymi w czamary szare i nająwszy w zarządzie bryczkę pojechaliśmy do Maciejowie. Miasteczko ubożuchne, liche, zatopione w piachach. Tam nie ma piasków, lecz piachy, gruboziarniste, głębokie wydmy szare. Wiózł nas chłopak młody w czamarce. Początkowo nie kapował, dokąd chcemy jechać, aż wreszcie skapował. Ehe, do Kościuska, na Krępe... Jedziemy tedy w bok, o jakie dwie wiorsty od Maciejowie. Okolica choć wyj z żalu! Mijamy wreszcie folwark Za-moyskich, Krepę, i stajemy poza ogrodem folwarcznym. Jest za tym ogrodem kawałek trzęsawisk porosłych olszyną, ogrodzony zmurszałym płotem. Stare wrota wlazły w ziemię, pochyliły się, zabito je gwozdziami, zawalono tarniną. Przeskoczyliśmy przez płot chłopak prowadził. Zcieżka zarosła pokrzywami, ostem, zielskiem łopianu, na rowie zgniła kładka. Tam to właśnie zleciał z konia Kościuszko. Stoi kopiec niewysoki śród kęp ostu, niskiej olszyny porosła na nim paproć, pokrzywa, krwawnik i piołun. Na szczycie rośnie dziki głóg, krzak uschnięty. Obok kopca stoi krzyż drewniany, modrzewiowy, a na nim napis: Na cześć braci poległych za Ojczyznę w dniu 10 pazdziernika 1794 roku. * Dokoła trzęsawisko, śród którego na kępkach rośnie olszyna i chwast wodny. Z jednej strony płot od ogrodu 360 ___DZIENNIKI, TOMIK XXI z tarniny. Nikt tam nie przychodzi ścieżka ginie w trawie. Nieznacznie uklękła pani Oktawia, pochyliła twarz do samej ziemi i nieznacznie całowała ten szary piach kopca; panna Jadwiga klęczała cichutko, zakrywszy twarz rękami długo klęczała. Jest coś strasznie uciskającego w tym miejscu, w tym opuszczeniu, w tych chwastach porastających kopiec i ścieżkę. Oto wszystko, co nam zostało z ojczyzny... Nasz furman uzbierał nam ziemi z kopca i zabraliśmy ją wraz z kawałkami próchniejącego krzyża. Gdym stał odwrócony panna Jadwiga zerwała kilka liści paproci, wyjęła mi nieznacznie z kieszeni paltota książkę jakąś i między jej kartki powsuwała te liście. Zrobiła to nieznacznie, po cichutku ale zgadłem jej myśl... A przecież po 99 latach niewoli są na tej ziemi takie kościuszkowskie dusze, jak p. Ja-dwjiga i pani Oktawia. I zaprawdę póki takie są nie ma Finis Poloniae*. Przez ich dusze widzisz, że... Jeszcze Polska nie zginęła!" Poszliśmy w milczeniu. Przeszło między nami coś, jakby spójnia, jakby widmo. Mówiliśmy między sobą cichą, poufną, braterską gadkę i nie zapomniemy już o sobie w życiu a;; do śmierci. Powróciwszy do Sobolewa piliśmy cokolvieczek na stacji, tj. ja piłem cokolwieczek za wiele. Widziałem, że na skrzydłach leci do mnie pewna dusza i znając siebie, swą czczość i marność niemal drżałem z obawy, z bojazni, z żalu. Dlatego piłem kilka kieliszków. W wagonie nic, prawda, nie powiedziałem, nie oświadczyłem się, ale... całowałem i pieściłem rączki. Chwilami nawet było mi tak dobrze, że całowałem raz ręce pani O., drugi raz panny J. a jednocześnie dławiło mię poczucie jakby niewoli. Nie zbyt to jest wszystko subtelne i smutne, ażeby opisać. Biedna panna Jadwiga! Zepsuty jestem, zepsuty, nędznie zepsuty, jeśli ją potrafiłem nie to oddalić od siebie, ale jakoś lir NAACZW, 1891 szczególnie zdradzić... Czemu nie pozostaliśmy obcymi, czemu nie dano nam tylko wiedzieć o sobie i z daleka, bez słów, po cichu wielbić się może nawet wzajemnie? Chciano, ażeby została moją żoną, i posiano już tym samym we mnie obawę, obawę tego, że może popełnię krzywdę, jeśli ją odsunę, a może popełnię podłość, jeśli ją pociągnę. To wahanie się, to kołysanie było nad wyraz bolesne. Chodziło o jedno spojrzenie, o coś tak nikłego jak ziarenko szaleju, ale to ziarenko było... decyzją. Ważyć w ręce serce panny Jadwigi cóż za nękająca praca. Mówiłem jej, że jestem zły, nic niewart, zepsuty, gnuśny, chory, zdenerwowany, a ona tuliła się do mojego ramienia i wsuwała mi rękę pod ramię. I gdyby była niedostępną, zimną, pogardliwą byłbym pewno dziś narzeczonym; a że czekała i mówiła: niecierpliwość i oczekiwanie męczą mię" zatonąłem w zwątpieniu, a co już najdziwniejsza zdaje się, że zakochałem się w kim innym moją miłością znaną mi, miłością mojego serca, które nie znosi prostoty, prawdy, ciszy, spokoju, szczęścia, lecz^ łaknie troski, niepokoju, zgryzot, żalów, beznadziejności i rozpaczy. Jest to szczera prawda i jak ja nad nią boleję! Przebacz, panno Jadwigo... Wyjechała tej nocy zapewne w podobnym nastroju jak ja. Dlaczego ją zasmuciłem? Ale lepiej, że się stało tak, niż poprowadzić ją ze sobą do lisiej nory, gdzie ja przebywam i gdzie tylko ja mogę wyżyć w zmierzchu. Zresztą czyż podobna żenić się mając takie jak ja dochody, takie zdrowie i taki charakter? Stanowczo nie. Chciałbym tylko, aby to najczystsze dziecię ziemi, ten zaszczyt natury ludzkiej, ta czysta dusza zapomniała o mnie, choćby nawet miała pogardzić... Nie jest to z mej strony podłością, lecz jest bez wątpienia krzywdą, wyrządzoną samemu sobie. 7 X (środa). Ta tylko kobieta pozyska moje nerwy na własność, która DZIENNIKI, TOMIK XXI mię napoi goryczą, która mię zmusi, abym dla niej samej coś wycierpiał, która mię będzie odpychać ze świadomym czy bezwiednym uporem. Pierwszy ból jest i pierwszym uczuciem miłości. Mnie pociąga pomimo mej woli wszelkie n i e. Gdy wezmie na paluszek delikatne włokienka moich nerwów i będzie je skubać i wyciągać wtedy dopiero drga we mnie dreszcz tajemniczej rozkoszy, wtedy dopiero wszystka dusza moja woła: ach, ty moja, ty istoto mojego rodzaju i gatunku znam cię, kocham!... Pijak tak poznaje wódkę, albo muzyk dzwięk. Lichy jestem człowiek... 8 X (czwartek). Około ośmiu godzin dziennie spędzam w towarzystwie pani R. więc mogę ją albo zanudzić sobą, albo strasznie się do niej przywiązać. Myślę już dziś o tym, że gdy mojej chorej duszy zabraknie tego najlepszego przyjaciela będzie strasznie zle i smutno. Szczególniej teraz. Codziennie jeśli nie jedziemy, to idziemy we troje na spacer. Dwa dni temu poszliśmy na dworzec boczną drogą na Cynków. Rozumie się, tak się zmiarkowałem w lesie, żeśmy wyszli na bagna, zgubili drogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|