[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kojarzy im się tylko z sukcesami w poszukiwaniu drogocennych zabytków. Tymczasem tu, na tym polu miały być kręcone próbne zdjęcia nocne do filmu Wielki powrót Pana Samochodzika , czego byliśmy świadkami. Na skutek tego nieporozumienia doszło do nieoczekiwanego spotkania łowców skarbów z filmowcami. Aowcy skarbów przegrali i odjechali w mroki nocy. Podczas rozmowy z harcerzami grającymi w filmie dostrzegliśmy ku naszemu zaskoczeniu, przechodzącego niedaleko Pana Samochodzika z piękną chustą zawiązaną pod szyją. Jak wyjaśnił nam producent filmu, był to tylko aktor odtwarzający rolę pana Tomasza... - Resztę możemy sobie darować - powiedziała Kama wyłączając magnetofon. - Zwróciłeś uwagę na wątek dotyczący pary Niemców? - Okazali się jednymi z łowców skarbów - uśmiechnąłem się na myśl, że jadą teraz, jak niepyszni, w stronę Odry i klną. - Są już pewnie na granicy. - Tego ostatniego nie jestem pewna. Wynajęta przez nich laweta z koparką przyjechała aż z Opola. Na miejscu akcji pojawiła się przed innymi... Jak myślisz, ile czasu trwa dojazd tak obciążonej lawety z Opola do Olsztyna? I dlaczego Niemcy wynajęli koparkę tam, chociaż można było to zrobić w Olsztynie lub gdzieś w pobliżu? %7łe też sam na to nie wpadłem! - zawstydziłem się w duchu. - Przypuszczam, że było tak - kontynuowała Kama. - Niemiecka para przyjechała do Olsztyna dokładnie zorientowana, gdzie są ukryte cenne przedmioty zabytkowe. Zaraz potem w środowisku łowców złota rozeszła się błyskawicznie wiadomość, że Pan Samochodzik powrócił i rozpoczął kolejną misję. Twój powrót Niemcy mogli powiązać z celem swojego przyjazdu. Stałeś się ich problemem. Wiedzieli, kim jesteś i czym się zajmujesz. Nie chcieli, by przy wydobywaniu przez nich skarbu pojawił się nagle Pan Samochodzik i wszystko zarekwirował. Woleliby tego uniknąć. Prawdopodobnie próbowali dowiedzieć się, dlaczego powróciłeś. Pewnie nie dowiedzieli się. I postanowili ciebie pozyskać. Nie wiem, jak to się stało, że nie doszło między wami do żadnego kontaktu. Raz z pewnością jechali za tobą. Może w tym celu? Może częściej deptali ci po piętach, żeby dobić interesu, ale nie było okazji się zejść? Być może pojawił się koło ciebie ich pośrednik. Jeżeli tak, to pośrednictwo nie wypaliło. Musiało wydarzyć się coś, co spowodowało, że Niemcy podjęli desperacką decyzję o wydobyciu skarbu w tę noc bez oglądania się na ciebie. Ich decyzja nie miała żadnego związku z przeciekiem uzyskanym przez innych z podsłuchu w twoim mieszkaniu. Koparkę wynajęli aż w Opolu, by nie zwróciło to niczyjej uwagi. Byli pewni, że będą sami... Tomaszu! Oni stąd nie wyjechali. - Może to oznaczać, że dziś wieczorem wykopią to, co mają wykopać. I znikną. - Nie będą czekać do jutra, bo czują twój oddech na plecach. Wyobraziłem ich plecy przed sobą i ręce machające przed nimi łopatami z kęsami ziemi. - Zobaczą moje! - dodałem fonię do wizji pleców niemieckiej pary. Kama spojrzała na mnie zdumiona: - Co twoje? - Plecy! - Nie rozumiem - zmieszała się. - Oni zobaczą teraz moje plecy przed sobą... - Rozumiem! - Kama zaśmiała się. - A już myślałam, że niepotrzebnie wzięłam ze sobą wykrywacz metali - klepnęła mnie delikatnie w grzbiet dłoni. - Jedziemy! - Zrobimy pobudkę harcerkom, harcerzom i filmowcom! - Filmowcom! Druhny i druhowie już czekają na transport! - powiedziała patrząc przepraszająco w oczy. *** Podczas jazdy do Starego Olsztyna zadzwoniłem do Pawła. - Co nowego? - Szefie, ten kawałek drogi pod Olsztynem jest pozostałością po bardzo starym szlaku komunikacyjnym, uczęszczanym co najmniej od XIII wieku. Biegł od Sambii na Bałtyku na południowy zachód do Wisły i dalej na południe... - Pózniej łączył Królewiec z Olsztynem, Szczytnem?... - No właśnie! I ja się trochę obawiałem, że podrzucając ten niby szkic mojej mapki ze skrytkami, daliśmy szperaczom przypadkowo właściwą wskazówkę... - Bierz naszego archeologa, najlepiej Edka i śmigajcie do Olsztyna. Zaraz rozpoczynamy wykopki! Pa! *** Wykopaliśmy wiele dołów, bo wykrywacz metali okazał się urządzeniem bardzo pracowitym i piszczał prawie co krok, wskazując każdy kawałek żelastwa pod ziemią. Przy dwudziestym którymś dole Wiewiórka krzyknął: - Druhu Tomaszu! Coś zadudniło pod łopatą! Podbiegłem: - E! Fałszywy alarm! Za płytko na skarb... - To tylko kamień - rozczarował się Sokole Oko, wyrzucając głaz z płytkiego dołka. - Nie tylko! - wrzasnął Wiewiórka rozgarniając łopatą ziemię na dnie. Z ziemi wystawało zaokrąglone, okute w mosiądz wieko kuferka. - Zostawcie! - krzyknąłem. - Trzeba zrobić dokumentację. Po sfilmowaniu znaleziska, wydobyliśmy uroczyście kuferek na powierzchnię. - Taki mały? - zdziwiła się druhna Ela z perkatym noskiem podpierającym okulary. Kuferek był wielkości dwóch pudełek na buty. Ostrożnie oczyściłem jego powierzchnię z ziemi. Miał proste, solidne okucia i zawiasy, takiż uchwyt i skobel mocujący wieko. - Wielkość kufra nie jest ważna - zauważył trafnie Wilhelm Tell. - Ważna jest jego zawartość. - Z otwarciem poczekajmy na moich kolegów - uspokoiłem druhny i druhów, chociaż sam paliłem się, by zajrzeć do środka. - Już tu jadą... - Druhu Tomaszu! - ryknął nagle zapomniany w dole Wiewiórka. - Tu coś jeszcze dudni! - Nie żartuj! - krzyknąłem śmiejąc się od ucha do ucha. - Dudni, dudni woda w studni!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|