[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go odwieziemy. Zostanie pan w szpitalu przez kilka dni, może tydzień. Porozmawiam z sąsiadami i oddam im klucz do domku. W ten sposób oszczędzimy panu drogi w obie strony. - Zwietny pomysł - mruknął staruszek. - Mój kundel nazywa się Rzeznik i leży na tylnym siedzeniu. Zaniósł się kaszlem. Nim atak dobiegł końca, Patrick zadzwonił do szpitala i załatwił dla pacjenta miejsce, a potem poszedł do Connie, by wyjaśnić, o co chodzi i jaki ma plan. - Nie mogę prowadzić samochodu z ręką w gipsie - zaprotestowała. - Wprost przeciwnie. Pojedziesz moim, który ma automatyczną skrzynię biegów, a ja odprowadzę auto Raya. - A jeśli Rzeznik okaże się agresywny albo Rolo lub Toby będą próbowały go zagryzć? Patrick spojrzał na zwierzaki leżące u stóp Connie. - Sądzisz, że są do tego zdolne? - Wyglądają na spokojne i ciche, ale nawet dzika bestia musi kiedyś odpoczywać. Parsknął śmiechem, przekonany, że Connie nie ma powodu do obaw, a on trafnie ocenił sytuację. 75 RS Rzeznik okazał się włochatym mieszańcem o długich łapach i niezbyt przyjemnym zapachu. Od razu usiadł przy drzwiach i zaczął tęsknie wypatrywać swego pana. Connie uznała, że byłby całkiem miły, gdyby tak nie śmierdział, ale na wszelki wypadek zabroniła Edwardowi zbliżać się do niego. Oba psy, Rolo i Toby, obwąchały nowego kolegę, a potem położyły się spać, od czasu do czasu sprawdzając, co się z nim dzieje. Connie i Edward zaczęli układać na kuchennym stole wieżę z niewielkich elementów; była to jedyna gra, jaką znalazła w jego walizce - dość prosta układanka, przerastająca jednak możliwości chłopca. Connie zamierzała przypomnieć Patrickowi, by kupił Edwardowi kilka zabawek. Właśnie kończyli układać wieżę, gdy Patrick wszedł do kuchni. - Skończyłem. Boże, co tu tak śmierdzi? Edward odruchowo skulił się na krześle, a Connie wybuchnęła śmiechem. - To ten spryciarz, który waruje pod drzwiami. Moje psy też czasem tak cuchną. Patrick z niedowierzaniem spojrzał na Rzeznika. - Nie jest to Chanel numer pięć - mruknął pod nosem - ale trudno, jakoś wytrzymam. No to jedzmy. Podał Connie kluczyki, zawołał Rzeznika i tylnym wyjściem pobiegł na podjazd. Connie miała spore kłopoty z otworzeniem drzwi auta jedną ręką. Na szczęście uruchomiła silnik po pierwszej próbie. Dam sobie radę, pomyślała. Jeśli ręka nie odzyska pełnej sprawności, będę mogła prowadzić samochód z automatyczną skrzynią biegów. 76 RS Czy tak się to skończy? Wydawało jej się, że ostatnio odzyskała czucie w palcach, ale może się oszukuje? Co zrobi, jeśli ręka nigdy nie będzie tak sprawna jak dawniej, lecz pozostanie sztywna? Connie wiedziała, że nie będzie w stanie robić zastrzyków, przygotowywać kroplówek ani wykonywać innych czynności koniecznych w praktyce pediatrycznej. Nie tylko chirurgia wymaga sprawnych rąk... - Connie, czym się martwisz? Odwróciła się i spojrzała na Edwarda, który siedział z tyłu przypięty do fotelika. - Niczym, kochanie. Po prostu jestem bardzo skupiona. Nie prowadziłam nigdy samochodu Patricka. Jechała ostrożnie, obserwując Rzeznika siedzącego w bagażniku pikapu Raya. Gdy dojechali na miejsce, zaparkowała samochód i z radością przesiadła się na fotel pasażera. Patrick odnalazł sąsiadów Raya, przekazał im klucze, a potem wrócił do Connie i Edwarda. - Co powiecie na przekąskę w pubie? - spytał. - Starczy nam czasu? - Jasne. Zgadzacie się? Connie i Edward pokiwali głowami. - Dokąd pójdziemy? - Mijaliśmy po drodze przyjemną knajpkę. - Masz na myśli pub Pod Trzema Podkowami"? - Tak. Słyszałem o nim dobre rzeczy. W pubie Connie i Patrick zamówili bagietki z krewetkami i sałatką, Edward zaś kanapki z serem i ogórkiem, ale podkradał Connie owoce 77 RS morza. Przy jedzeniu z trudem sobie radziła, używając jednej ręki, a jedna z krewetek wpadła jej pod gips. - O cholera! - pisnęła, usiłując ją wytrząsnąć. Patrick próbował jej pomóc, a Edward uważnie obserwował ich poczynania. Mimo tych starań musiała poczekać, aż wrócą do przychodni i dopiero tam Patrick wyciągnął krewetkę lekarskimi szczypcami. - Proszę bardzo. Chcesz ją zjeść? - spytał żartobliwie, ale tylko uśmiechnęła się smutno. - Przestań - odparła cicho. - Connie, co się stało? - Muszę to zdjąć - odparła z rozdrażnieniem. - Kości już się zrosły i gips tylko mi przeszkadza. Nie mam czasu, żeby pojechać do Londynu. Mógłbyś to zrobić? - Na szwy trzeba założyć opatrunek, a poza tym musisz się zobaczyć ze specjalistą. - Wykluczone! - krzyknęła nagle i pokręciła głową. - Nie chcę z tą lekarką rozmawiać. - Powie ci coś, czego wolałabyś nie słyszeć? - Nie - zaprotestowała. - Skarci mnie, bo za mało odpoczywam. Pojadę do niej za tydzień. Uciekła do kuchni, do Edwarda, który nie zadawał trudnych pytań i był na tyle absorbujący, że nie miała czasu na rozmyślania. Zaczynał się martwić o Connie. Był pewien, że opuściła co najmniej jedną wizytę kontrolną u swojej lekarki i dlatego uznał, że przyszła pora na poważną rozmowę. 78 RS Na razie był jednak zbyt zajęty. Wolny czas po południu wykorzystywał na pisanie listów i szukanie ofert pracy oraz nowego domu. Tego dnia Jan z przepraszającym uśmiechem zajrzała do gabinetu. - Czy mógłby pan wyrwać się stąd na chwilę? Chodzi o panią Brown. Ma ranę na nodze, która nie goi się od kilku miesięcy. Myślę, że jest w niej obce ciało. - Naprawdę? - spytał, ruszając w stronę gabinetu zabiegowego. - Co by
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|